źródło |
Co zrobisz, gdy całe twoje życie legnie nagle w gruzach, a trauma stanie się nieodłącznym towarzyszem podróży? I gdy zamkniesz się w czterech ścianach swojego umysłu, aż zaczniesz się dusić i będziesz myśleć, że nie nadejdzie już ratunek, a jedyne, co będzie trzymać przy życiu, to ostania osoba, która pozostała na tym świecie. Co wtedy zrobisz? Posłuchaj mojej rady i weź... dziesięć płytkich oddechów.
Tytuł: Dziesięć płytkich oddechów
Autor: K.A. Tucker
Wydawnictwo: Filia
Tucker snuje opowieść nierealną, a jednak tak bardzo prawdziwą i autentyczną, że mogłaby być rzeczywista. Opowiada historię dwudziestoletniej Kacey, która została boleśnie doświadczona przez los i choć fizycznie wyzdrowiała, to blizny pozostawione na jej duszy wciąż dają o sobie znać. I mogłoby się wydawać, że wszystko zmienia się na lepsze, gdy wraz z siostrą przeprowadza się do Miami, poznaje nową sąsiadkę, z którą nawiązuje nić przyjaźni i dostaje dobrze płatną pracę. Czegoś jednak w tym wszystkim brakuje – samej Kacey. Bo choć jej egzystencja się polepsza, to dziewczyna jest tylko pustą skorupą i bladą imitacją dawnej nastolatki. Na wszystko jednak jest lek, a w tym przypadku jest nim Trent Emerson – idealny, wymarzony, lecz wcale nie taki perfekcyjny, jak się na początku wydaje. I choć lekarstwo może zwalczyć chorobę, to źle dobrane może jeszcze bardziej zaszkodzić.
O Dziesięciu płytkich oddechach słyszałam wiele dobrego, ale podejrzewałam, że jest kolejną powieścią, którą mogłabym przyporządkować do gatunku New Adult. Myślałam, że będę musiała znów zmierzyć się z przeszłością głównych bohaterów, którzy będą się z niej "leczyć" miłością od pierwszego wejrzenia. Cóż... pod pewnymi względami miałam rację, ale wiele kwestii stanowiło dla mnie zagadkę i całkiem zaskoczyło mnie swym rozwiązaniem. Książka zaskakuje. I to bardzo.
Bardzo podobała mi się również kreacja bohaterów. Ciekawie czyta się o przeżyciach głównej bohaterki, ogląda się jej walkę ze światem i z samą sobą. Kibicuje się Kacey, gdy z pomocą nowych przyjaciół oraz siostry powoli staje na nogi i otrząsa się z przeżytej traumy – choć jest to proces bardzo powolny i trudny. Autorka pokazała, że człowiek, który wiele przeżył, nie może sobie radzić z problemami sam. Pokazuje, że wiele znaczą również osoby bliskie i to od nich wiele zależy. Kacey wiele pomogły siostra oraz sąsiadka. Nie zmienia to jednak faktu, że całkowicie wyleczyć ją może jedynie... on.
Trent Emerson jest od początku do końca postacią tajemniczą. Czytelnik wie, że skrywa tajemnicę, która może zaważyć na szczęściu bohaterów. Bardzo szybko się jednak o tym zapomina. Chłopak jest niezwykle opiekuńczy i troskliwy. Chce za wszelką cenę pomóc dziewczynie, ale ich związek nie jest szablonowy i od początku kolorowy – przeżywa wzloty i upadki. Nie jest też miłością od pierwszego wejrzenia, a raczej rozpoczyna się od zaintrygowania. Trent przyciąga Kacey, choć ona nie pragnie bliskości. Oplata ją siecią, aż dziewczyna wpada w nią i... nie chce się uwolnić. Niestety, sekrety mają do siebie to, że prędzej czy później wypływają na wierzch, a wtedy nic już nie jest pewne...
Czytając powieść, przeżywałam ją całą sobą. Dała mi ona nadzieję na to, że nawet największe rany da się wyleczyć, a człowiek może znaleźć w sobie siłę, by przeciwstawić się przeszkodom, które spotyka na swojej drodze. Powieść nauczyła mnie, że zawsze można odnaleźć szczęście, nawet jeśli się myśli, że szansa na to przepadła. Wzmocniła moją wiarę w człowieka i w to, że na świecie są jeszcze dobrzy ludzie. I co najważniejsze... dała siłę w postaci mantry:
Oddychaj. Dziesięć płytkich oddechów. Przyjmij je. Poczuj je. Pokochaj je.
Książka opowiada piękną historię, z której można wyciągnąć wiele lekcji. Może nie jest łatwa w odbiorze, bo poruszane są w niej trudne kwestie, ale budzi wiele emocji, które były dla mnie oczyszczające. Pochłonęłam ją w zastraszającym tempie i nie żałuję nawet sekundy, którą jej poświęciłam. Mam nadzieję, że jeszcze zapoznam się z tak dobrą literaturą, a tymczasem gorąco polecam powieść. Na koniec mogę jedynie rzec, że przed przeczytaniem powinniście wziąć dziesięć płytkich oddechów i zastanowić się, dlaczego nie mogą być one... głębokie.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.