Przypadki, kiedy znani aktorzy
decydują się objąć stery po drugiej stronie kamery, są coraz częstsze. Ben
Affleck zawdzięcza renesans swojej kariery właśnie wielkiemu sukcesowi
obsypanej Oscarami Operacji Argo. Z
kolei Lost River Ryana Goslinga
podczas swojej premiery w Cannes spotkało się z buczeniem, gwizdami i miażdżącą
krytyką. Joel Edgerton, australijski aktor, który coraz lepiej radzi sobie w
Hollywood, swój pierwszy film nie tylko wyreżyserował, ale też napisał do niego
scenariusz, wyprodukował i zagrał główną rolę. Pomysł na debiut był dość
ambitny – za gatunek obrał sobie thriller z nutką psychologii.
Młode małżeństwo Simon i Robyn kupuje
nowy, duży dom. Wydaje się, że czeka na nich świetlana przyszłość – mąż robi
karierę, a żona niedługo w pełni otrząśnie się ze straty dziecka. Pewnego dnia
w sklepie natykają się na Gordo, dawnego znajomego Simona. Mężczyzna twierdzi,
że był jego szkolnym przyjacielem. Zaczyna składać małżeństwu niezapowiedziane
wizyty i zostawiać przed ich drzwiami drobne upominki. Nieszkodliwa
natarczywość wkrótce zaczyna im przeszkadzać, a z czasem okaże się, że Gorda i
Simona łączy pełna tajemnic przeszłość…
Dar to
thriller, który nie wychodzi poza klasyczne ramy gatunku. Zadbane, szczęśliwe
małżeństwo z bogatej klasy średniej w zetknięciu z natrętem plus kryjąca
mroczne tajemnice przeszłość nie jest niczym nowym. Fabuła rozwija się tradycyjnie:
film rozpoczyna się obrazkiem szczęśliwego małżeństwa, aby później napięcie mogło cały
czas rosnąć aż do silnego emocjonalnie finału. Wyprana z barw rzeczywistość
sytuuje obraz w stylistycznej średniej dreszczowców. Ta przewidywalność jednak specjalnie
nie razi, schematy ogląda się bezboleśnie. Najciekawsze zostaje zostawione na
koniec.
Zakończenie nie stanowi tak wielkiego
zaskoczenia, jak chciałby tego reżyser, skutecznie działa jednak na emocje
widza. Ciekawe jest to, jak Edgerton wodzi odbiorcę za nos. Rozmywa cienkie
granice między katem a ofiarą. Nie daje jasnych odpowiedzi i nie osądza. W Darze nie istnieje podział na dobrych i
złych. Wszyscy kłamią, każdy ma coś na sumieniu i tak naprawdę nie wiadomo, kto
(pierwszy) przekroczył granicę.
Choć Rebecca Hall, Joel Edgerton i
Jason Bateman nie tworzą oscarowych kreacji, to udaje im się nadać swoim
bohaterom charakter. Najlepiej wypada Edgerton, który gra subtelnie, nie
pozwalając się wtrącić do szufladki "odrażający prześladowca". Aktor zdał potrójny
egzamin – sprawdził się zarówno w roli reżysera, jak i scenarzysty. Jego debiut
to więcej niż udany autorski film gatunkowy (choć wydaje się to oksymoronem), zrealizowany
solidnie i rezygnujący z czerni i bieli na rzecz niejednoznacznych szarości.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.