źródło |
Mogłoby
się wydawać, że to historia, jakich wiele – oparta na oklepanym temacie Kościoła i jego tajemnic, który walczy ze swoim największym wrogiem, nie
przebierając w środkach. Jednak tutaj autor nie skupia się na samej
organizacji, a na pojedynczej jednostce; opowiada nam losy młodego
żołnierza, który został wplątany w świętą wojnę Kościoła. Ateron Kern
należy do elitarnej jednostki specjalnej Inferno, oddziału Gwardii,
która jest mieczem i tarczą rządzącego Kościoła. Świat, jaki znasz, nie
istnieje – Unia Europejska poszła w rozsypkę, cała Europa jest
podzielona na okręgi i prowincje, gdzie władzę sprawują surowi
Patriarchowie. Kilkadziesiąt lat wcześniej przez kontynent przetoczył
się dżihad – rewolucje krajów islamskich, które mieliśmy okazję oglądać w
telewizji, były tylko zalążkiem czegoś większego – to początek nowego
ładu. Europa niespójna i rozbita nie miała szans z muzułmańskimi
wyzwolicielami, którzy zdobyli ją w kilka miesięcy. Wszystkie kościoły,
bazyliki, katedry zostały zburzone, by na ich gruzach zbudować Nowy
Świat, w którym rządzić będą islamscy terroryści. Papież zbiegł do
Hiszpanii, nawołując do krucjaty – co tylko dzięki niezłemu
zorganizowaniu państw dawnej Unii udało się w krótkim czasie. Znamy tę
maksymę jak trwoga, to do Boga, i w tym przypadku było podobnie –
ludzie masowo zwrócili się z pomocą do Kościoła – modłów nie było końca,
wielkie pielgrzymki do Watykanu były na porządku dziennym, wszyscy
pokładali wielką wiarę w działaniu ich wybawicieli, bo krucjata dzięki
nieoczekiwanemu sojusznikowi wykonała swoje zadanie – Europa była wolna.
Jednak patriarchowie i biskupi wykorzystali to do swoich celów – stworzyli
okręgi i prowincje oraz Święte Oficjum, które dzielnie staje w
plewieniu wszelkich zalążków herezji. Inkwizycja jest na porządku
dziennym, palenie na stosie, ukrzyżowanie wracają do łask, wszyscy
karmieni są ciemnotą i jedyną wiarą, której fundamenty są niepodważalne.
Ludzie, nie mając innego wyboru, są ślepo posłuszni Kościołowi, któremu
marzy się jedno – kontrolować wszystkich i wszystko, tak by żaden kwiat
herezji nie znalazł podatnego gruntu. W tym wszystkim odnajdujemy
Aterona, który tylko dzięki nieszczęśliwemu przypadkowi zostaje
oskarżony i skazany na śmierć za szerzenie odstępstw od wiary. Nieoczekiwanie
pomaga mu ktoś, kto nie powinien tego robić, i dostaje się gdzieś, gdzie
nie śmiał nawet myśleć. Nie będę wam zdradzał fabuły, bo ta jest
naprawdę przednia i misternie skonstruowana – to trzeba przeczytać!
Kim
jest autor? Poprosiłem go o kreatywny opis własnej osoby, żebyście nie otrzymali suchych faktów, wyciągniętych żywcem z byle jakiego CV.
Stworzył takie cudo:
Żonaty, dzieciaty, posiadacz rdzawo-zielonego
samochodu, roweru oraz do zeszłego roku – kotki. Kotka niestety któregoś
dnia wyszła i nie wróciła, żona i syn jeszcze wytrzymują. Człowiek, który z pasji
próbuje uczynić źródło utrzymania, ale póki co z marnym skutkiem. Dlatego też
przez osiem godzin dziennie pracuje zarobkowo w branży, która z pisaniem nie ma
nic wspólnego… Oprócz tego próbuje wyremontować dom. Zawsze chce zrobić
zbyt wiele rzeczy na raz i zawsze brakuje mu na nie czasu.
Główną zaletą tej książki jest jej fabuła. Kontrowersyjna, poruszająca delikatne tematy, które często są zaliczane do tabu. Jest nieźle skonstruowana, wyraźnie
widać, że autor przeprowadził duży research – przygotował się do pisania
niezwykle kompetentnie i ze świadomością ciężkiego zadania, jakie przed
nim stoi. No bo jak pisać o surowym, złym Kościele, nieprzebierającym w
środkach, tępiącym z wielką okrutnością wszelką herezję w kraju, który
kiedyś był nazywany przedmurzem chrześcijaństwa? Tutaj pojawił się, moim
zdaniem, problem z wydaniem książki, gdyż żadne wydawnictwo (a muszę
zaznaczyć, że pan Aleksander wydał już jedną książkę z wydawnictwem Zysk
i S-ka, pod tytułem Rydwan Bogów) nie chciało podjąć się tego zadania. Czyżby strach
przed kontrowersjami i częściowo nieprzychylnym przyjęciem opowieści?
Jednak autor postanowił, że sam wyda swoją powieść, tylko że w formie
e-booka, tak by każdy z czytnikiem mógł ją sobie kupić. Sam ją
uporządkował, przeprowadził korektę (kilka błędów się wkradło, ale
ogólnie jest bardzo dobrze), opracował techniczny podział powieści –
wszystko to nadaje historii szczyptę profesjonalizmu. To tak zwany self-publishing, o którym kiedyś jeszcze napiszę.
Wracając
do Samemu Bogu Chwała. Bohaterowie są niezwykle wyraziści. Nie prości, jak budowa
cepa, w każdym odnajdziemy zalety i wady, po których ocenimy ich według
własnego uznania. Ich konstrukcja jest dokładnie przemyślana, dzięki czemu
mamy wrażenie, że tacy ludzie faktycznie chodzą po naszym globie.
Przyzwyczajamy się do nich, mamy swoich kompanów i śmiertelnych wrogów,
jednak prawdziwy badass i święty pokażą swoje prawdziwe
oblicze dopiero pod koniec akcji, burząc nasze uczucia względem nich.
Mam zastrzeżenie do głównego bohatera – nieraz miałem wrażenie, że jest
on po prostu głupi – niczym dziecko brodzące we mgle, niemogące się
odnaleźć w sytuacji, co wprawiało w lekką irytację na czas kolejnego
spotkania z nim. Czasem kuleją dialogi – mam wrażenie, że niektóre
wypowiedzi kompletnie nie pasowały do danej postaci, tak czysto
charakterologicznie, przez co bywały ciut sztuczne.
Akcja
trzyma w napięciu, jednak potrafi ostro poskakać, zanudzając nas
wywodami bohaterów o tym, co już było, a o czym czytaliśmy już wcześniej.
Jednak autor robi coś, co bardzo lubię, a mianowicie zaprasza do
własnej gry, gdzie on jest prowadzącym nas za nos, tak byśmy nie
zauważali szczegółów mijających nas obok. Wykłada nam jak na talerzu
sytuacje i ich interpretacje, pokazując jednocześnie, że to, co myślimy,
jest absolutną prawdą. Później okazuję się, że to, co wiemy, jest nic nie
warte i musimy z powrotem doszukiwać się kolejnych prawd.
Wiecie,
że nie czytam e-booków. Kiedyś spróbowałem raz i podziękowałem – czytały
mi się bardzo ciężko i mozolnie, literki się rozchodziły, oczy bolały i
piekły, frustracja osiągała stan krytyczny i wyrzucałem taką książkę do
kosza. Dosłownie. Mimo moich szczerych i prawdziwych obaw, tutaj było
inaczej – powieść czyta się szybko i przyjemnie, historia wciąga i
dopiero pod koniec wypuszcza ze swoich objęć. Język jest przejrzysty i
prosty, niepozbawiony jednak specjalistycznych określeń i zwrotów z
pogranicza teologii i cybernetyki.
Ostatnia
rzecz, na którą chciałbym zwrócić waszą uwagę, to okładka. Kapitalna.
Wyśmienita. Idealnie oddająca charakter i atmosferę powieści. Właśnie to
miało swój lekki udział w decyzji, czy czytać, czy nie. Wierzcie mi, gdy
przeczytacie całą powieść, poczujecie dokładnie to samo – Kurczę! Przecież okładka prezentuje to samo, co ja sam/a sobie wyobrażałem/am.
Kończąc, Samemu Bogu Chwała to
jedna z lepszych postapokaliptycznych powieści, jakie czytałem, z wartką
akcją, dobrze skonstruowanymi bohaterami, no i oczywiście ogólną,
kontrowersyjną fabułą, która, kto wie, czy kiedyś nie stanie się
rzeczywistością. Mogę ją z czystym sumieniem polecić każdemu, kto lubi
takie książki, a tym, którzy od takich stronią, zdołam powiedzieć jedno –
żałujcie!
Coś czuję, że będzie mi się ta książka podobać, jeśli będę miała okazję to przeczytam. ;)
OdpowiedzUsuńOo kogo ja tutaj widzę :D
Usuń