źródło |
Czy anioły istnieją? Nie wiem. Odpowiedź na to pytanie jest kwestią wiary, a z tej nikt nie ma prawa nas rozliczać. Zastanawiające jest jednak to, że podania o skrzydlatych postaciach lub posłańcach sięgają tysięcy lat wstecz, a malowidła naścienne przekonują często nawet największych sceptyków. Dorota Terakowska nie ma jednak wątpliwości i w swojej książce Tam gdzie spadają Anioły próbuje połączyć świat ludzi ze światem stróżów. Istot, o których istnieniu niektórzy nie mają pojęcia. Tych, którzy trwają u naszego boku, kiedy wszystko inne zawodzi. Co byśmy zrobili, gdyby ich zabrakło?
Pięcioletnia Ewa jest radosnym, mądrym dzieckiem. Mimo że jej rodzice, Anna – pochłonięta tworzeniem artystka – oraz Jan – wiecznie zapracowany człowiek nauki, nie poświęcają jej zbyt wiele czasu, potrafi sama się sobą zająć. Pewnego dnia dziewczynka zauważa nad domem przelatujące anioły i postanawia sprawdzić, dokąd lecą. W tym samym czasie w świecie duchowym toczy się walka dobra ze złem; niestety w tej potyczce to ta druga strona zwycięża, w wyniku czego Ave – anioł stróż dziewczynki – traci swoją moc i upada na Ziemię. Dziecko bez swojego opiekuna jest bezbronne. Każdy kolejny dzień przynosi nowe nieszczęścia i wydaje się, że los jest już przesądzony. Może jednak dobro nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa?
Przeczytać tę książkę planowałam już od kilku lat. Zawsze jednak coś mi przeszkadzało, więc byłam bardzo zadowolona z faktu, że wreszcie mam możliwość zapoznać się z jej treścią. Już od pierwszych stron zdajemy sobie sprawę, że jest to rodzaj literatury dydaktycznej. Mała dziewczynka, biegnąca w stronę lasu, pozostawiona bez opieki rodziców? To nie może skończyć się dobrze. I faktycznie tak jest. Ta książka – w moim wyobrażeniu – nie została jednak napisana tylko po to, żeby ją przeczytać, trzeba ją przede wszystkim zrozumieć.
Jest bowiem kilka odmian ciszy; najlepsza jest ta, która zapada z wyboru człowieka, a nie przeciw niemu.
Tam gdzie spadają anioły przesycona jest alegorią, symbolem, rozmyślaniami na tematy ważne oraz złotymi myślami. Dla mnie jest to w pewnym sensie polska wersja kultowego Małego Księcia. Treść to w tej pozycji jedno, ale przesłanie to drugie.
Akcja porywa w stopniu umiarkowanym, a powodem jest zapewne język, który z jednej strony jest prosty, a z drugiej trochę zbyt zdyscyplinowany. Mam tutaj na myśli brak pisarskiego polotu. Zdaję sobie jednak sprawę, że pozycja ta pochodzi z roku 1996, kiedy to sposób prowadzenia treści był inny i nastawiony na odmienne elementy niż obecnie. Miejcie to na uwadze. Ponadto w kwestii językowej muszę nadmienić, że przeplata się tu styl zwykły ze stylem typowo naukowym (który zawdzięczamy ojcu dziewczynki – Janowi). Miłe urozmaicenie.
Ciekawym dodatkiem są także fragmenty książek Emanuela Swedenborga, który jest oczywiście osobą prawdziwą i według informacji, które można znaleźć zarówno w książce, jak i Internecie, był on człowiekiem rozmawiającym z aniołami. Dzięki tej pozycji dowiedziałam się czegoś ciekawego o angelologii i nieco zgłębiłam swoją wiedzę na temat wymienionego filozofa.
Bohaterowie są nakreśleni w taki sam sposób i z takim przesłaniem jak reszta lektury. Mają wyodrębniać najróżniejsze postawy ludzkie oraz prezentować etapy swojej przemiany duchowej. Spełniają swoją rolę bez wyjątków. Zaczynając od postaci człowieka, a na istotach anielskich kończąc.
Sensem wiary jest bezgraniczna ufność, a sensem wiedzy są dowody. Wiara jest tam, gdzie nie ma dowodów...
Sposób prowadzenia narracji. Historia przedstawiona jest w trzeciej osobie, ale poznajemy ją z punktu widzenia różnych bohaterów. Zarówno małej Ewy, jej rodziców, babci, jak i samego anioła Ave i jego alter ego, złego brata, Vea, który stale towarzyszy Stróżowi w niedoli.
Co mi przeszkadzało? Chyba przede wszystkim ta maniera lektury szkolnej; prowadzenie historii w sposób nastawiony na edukację czasami odbiera książce walorów. Niektóre zachowania bohaterów również były nieco nienaturalne, ich przechodzenie ze stanu sceptycyzmu w entuzjazm (mówię ogólnie, aby nie zdradzać treści) wydaje się niezbyt rzeczywiste, a ich dialogi czasami sztuczne.
Mimo kilku aspektów, które mogą powodować pewien dyskomfort czytelniczy, nie sposób nie zachęcać do przeczytania tej książki. Jest ona skarbnicą cytatów, myśli, które na długo pozostaną w naszej pamięci. Opowiada o rzeczach ważnych. Autorka próbuje odpowiedzieć na pytania, jaki jest sens naszego istnienia oraz dlaczego cierpienie jest jego niezbędnym elementem. Przeczytajcie tę książkę ze względu na jej mądrość i wartości moralne, a nie pożałujecie. Podejdźcie do niej tak jak do wspomnianego Małego Księcia, a przeżyjecie podróż, która nie tyle was czegoś nauczy, ale być może coś w was odmieni.
Dobro rodzi się w opozycji do Zła, więc gdyby go nie było, nie byłoby też Dobra.
Odezwa do dzieci i młodzieży: Zobaczcie! Dorota Terakowska pisała o upadłych aniołach jeszcze zanim było to modne. Może nie jest to historia, w której nastolatka wzdycha do przystojniaka ze skrzydłami, ale nie zapominajcie, że na świecie jest wystarczająco miejsca na to, aby miłość miała wiele różnorodnych odcieni. W tym przypadku jest to uczucie bez zbędnych podtekstów, takie o którym marzy każdy z nas. Proste poczucie bezpieczeństwa i tego, że jest ktoś, kto bezgranicznie o nas dba.
A mnie pozostaje tylko pokładać nadzieję, że mój stróż ma się dobrze i nie ma w planach znaleźć się tam gdzie spadają anioły.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.