źródło |
Uwielbiam stare budowle, kamienice, pałace. Uważam, że mury skrywają tysiąc historii, tych dobrych i tych złych, których nigdy nie będą nam w stanie opowiedzieć. A na pewno by nas zaczarowały i zainteresowały. Historie o damach dworu, młodych księżniczkach, które właśnie im zdradzały swoje sekrety; opowiadały, kto jest ich miłością, czego się boją i czego nienawidzą. W dodatku – w grubych murach pałaców, starych kamienic czuję się bezpiecznie. Stoją solidnie, na mocnych fundamentach, nie dając się ani wiatrom, ani deszczu, ani śniegom, które rok w rok próbują je pokonać. Bronią albo broniły swoich mieszkańców. Przesiąkły miłością, wzruszeniem, bólem. Widziały cierpienie i prawdziwe, gorące uczucie; skrywają wspaniałe tajemnice. I czasami staję pod zamkiem, pałacem czy inną budowlą i w kompletnej ciszy staram się usłyszeć opowiedziane przez nie wspaniałe historie. Ale co jeżeli są one złe i wcale nie chcę ich usłyszeć?
Zara Dormer jest zwyczajną dziewczyną z wielkim talentem malarskim. To właśnie dzięki niemu otrzymała stypendium i może kształcić się w Wyższej Akademii Sztuki, gdzie takich jak ona nikt nie lubi. Tutaj, nawet dla nauczycieli, liczą się pieniądze i korzenie, a osoby z biednych dzielnic, które jakimś cudem tu trafiły, zasługują na jak najgorsze traktowanie. Gdy pojawia się możliwość wyjazdu na warsztaty malarskie do posiadłości Debrettów w Chalrottshire, Zara ma mieszane uczucia. Jej rodziców nie stać aż na taki wydatek, a ona dodatkowo straciła pracę, chociaż i tak ze stypendium i marnej pensji nie dałaby rady opłacić tak kosztownego wyjazdu.
Z pomocą przychodzi jej przyjaciółka, jedyna, która nie uważa Zary za wielkie beztalencie i przysłowiowy podnóżek, Dora. Pożycza jej pieniądze, dzięki którym ta będzie mogła spełnić swoje marzenia. Niestety, w posiadłości Debrettów będzie obecna również Carrie, która uważa malarkę za kogoś o wiele gorszego do siebie. W pociągu, który wiezie dziewczynę do Charlottshire, spotyka Franka, który pomimo wysokiego statusu materialnego bywa traktowany gorzej przez swoich kolegów z uczelni.
Jednak rezydencja Debrettów nie jest taka, na jaką wygląda. Mury zamku skrywają tajemnice, na którą wszyscy od pokoleń przymykają oczy. Zwykłe warsztaty stają się bardzo niebezpieczne, zwłaszcza że Zara stara się rozwikłać pewne nieścisłości, które co krok pojawiają się na jej drodze.
Piękna okładka, która na pierwszy rzut oka przypomina obraz, z oryginalną fakturą, którą aż ma ochotę się dotknąć, sprawia wrażenie, że przed nami leży książka, która skrywa jakiś romans, nieszczęśliwą miłość, romantycznie uniesienia. Jednak po chwili można poczuć pewien niepokój, zgrozę, która aż bije od posiadłości. I w głowie pojawiają się pytania: czy aby na pewno ta książka jest taka, jaką wydaje się na pierwszy rzut oka? Czy może jest zupełnie inna, a swoją tajemnicę odkryje dopiero na koniec?
Maggie Moon stworzyła książkę, która trzyma w napięciu. Bo chociaż autorka od pierwszych stron nie kryje się z tym, co robią Debretowie, to dlaczego i po co – zdradza dopiero na końcu, a ta tajemnica powoduje, że dzieło czyta się z jeszcze większym zapałem i zaangażowaniem. Thriller Posiadłość, bo tak kwalifikują tę powieść portale internetowe, to kawał dobrej roboty, która może zapewnić nieprzespaną noc. Bo gdy zagłębi się w książce Moon, nie sposób się oderwać, a co za tym idzie, jeżeli rozpoczynamy tę pozycję wieczorem, rano wstajemy z podkrążonymi oczami, ale z wielkim uśmiechem na ustach po tak satysfakcjonującej lekturze.
Chociaż moim ulubionym gatunkiem są kryminały, to autorka chyba zaczęła mnie przekonywać do thrillerów, które do tej pory tolerowałam tylko w formie filmowej, bo przy nich nie zasypiałam. Obawiałam się, że taka lektura mnie nie wciągnie, nie zainteresuje, nie sprawi, że będę czytać ją z wypiekami na twarzy. A jednak się myliłam. I takie pomyłki lubię.
Zara Dormer jest zwyczajną dziewczyną z wielkim talentem malarskim. To właśnie dzięki niemu otrzymała stypendium i może kształcić się w Wyższej Akademii Sztuki, gdzie takich jak ona nikt nie lubi. Tutaj, nawet dla nauczycieli, liczą się pieniądze i korzenie, a osoby z biednych dzielnic, które jakimś cudem tu trafiły, zasługują na jak najgorsze traktowanie. Gdy pojawia się możliwość wyjazdu na warsztaty malarskie do posiadłości Debrettów w Chalrottshire, Zara ma mieszane uczucia. Jej rodziców nie stać aż na taki wydatek, a ona dodatkowo straciła pracę, chociaż i tak ze stypendium i marnej pensji nie dałaby rady opłacić tak kosztownego wyjazdu.
Z pomocą przychodzi jej przyjaciółka, jedyna, która nie uważa Zary za wielkie beztalencie i przysłowiowy podnóżek, Dora. Pożycza jej pieniądze, dzięki którym ta będzie mogła spełnić swoje marzenia. Niestety, w posiadłości Debrettów będzie obecna również Carrie, która uważa malarkę za kogoś o wiele gorszego do siebie. W pociągu, który wiezie dziewczynę do Charlottshire, spotyka Franka, który pomimo wysokiego statusu materialnego bywa traktowany gorzej przez swoich kolegów z uczelni.
Jednak rezydencja Debrettów nie jest taka, na jaką wygląda. Mury zamku skrywają tajemnice, na którą wszyscy od pokoleń przymykają oczy. Zwykłe warsztaty stają się bardzo niebezpieczne, zwłaszcza że Zara stara się rozwikłać pewne nieścisłości, które co krok pojawiają się na jej drodze.
Piękna okładka, która na pierwszy rzut oka przypomina obraz, z oryginalną fakturą, którą aż ma ochotę się dotknąć, sprawia wrażenie, że przed nami leży książka, która skrywa jakiś romans, nieszczęśliwą miłość, romantycznie uniesienia. Jednak po chwili można poczuć pewien niepokój, zgrozę, która aż bije od posiadłości. I w głowie pojawiają się pytania: czy aby na pewno ta książka jest taka, jaką wydaje się na pierwszy rzut oka? Czy może jest zupełnie inna, a swoją tajemnicę odkryje dopiero na koniec?
Maggie Moon stworzyła książkę, która trzyma w napięciu. Bo chociaż autorka od pierwszych stron nie kryje się z tym, co robią Debretowie, to dlaczego i po co – zdradza dopiero na końcu, a ta tajemnica powoduje, że dzieło czyta się z jeszcze większym zapałem i zaangażowaniem. Thriller Posiadłość, bo tak kwalifikują tę powieść portale internetowe, to kawał dobrej roboty, która może zapewnić nieprzespaną noc. Bo gdy zagłębi się w książce Moon, nie sposób się oderwać, a co za tym idzie, jeżeli rozpoczynamy tę pozycję wieczorem, rano wstajemy z podkrążonymi oczami, ale z wielkim uśmiechem na ustach po tak satysfakcjonującej lekturze.
Chociaż moim ulubionym gatunkiem są kryminały, to autorka chyba zaczęła mnie przekonywać do thrillerów, które do tej pory tolerowałam tylko w formie filmowej, bo przy nich nie zasypiałam. Obawiałam się, że taka lektura mnie nie wciągnie, nie zainteresuje, nie sprawi, że będę czytać ją z wypiekami na twarzy. A jednak się myliłam. I takie pomyłki lubię.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.