źródło |
Lubię postrzegać strach jako odruch obronny [...]. Podobnie jak ból, który przekazuje mózgowi informacje, że coś niedobrego dzieje się z ciałem, strach mówi, że coś jest nie w porządku z rzeczywistością. Ostrzega nas, że pojawiło się nowe zagrożenie. Informuje, że nadeszło nieprzewidziane i o niewiadomych konsekwencjach. Rodzajów strachu jest pewnie tyle, co rodzajów bólu. Wszyscy je znamy...
Nathan McCarnish jest autorem bardzo dobrze sprzedającego się tomiku opowiadań pt. Szepty. Nie przewidział jednak opłakanych skutków swojego dzieła… Z ich powodu postanawia zostawić za sobą swoje dotychczasowe życie i przenieść się z wysp brytyjskich do szerokiego świata Stanów Zjednoczonych. Nie spodziewa się, że na jego drodze do spokoju stanie nieoczekiwany wypadek…
Wydawałoby się, że tytułowe Nonstead to kolejna mała
mieścina przy amerykańskiej trasie. Jednakże z biegiem czasu Nathan McCarnish
odkrywa, że w tym na pozór spokojnym miasteczku dzieje się coś niepokojącego;
coś, co budzi strach w mieszkańcach i sprawia, że wszyscy żyją w pewnego rodzaju
amoku. Młody pisarz postanawia rozwikłać zagadkę w imię tego, co kiedyś łączyło
go z tajemniczym Nonstead.
Co przykuło moją uwagę na tyle, że ze wszystkich książek w
księgarni wybrałam właśnie Miasteczko Nonstead autorstwa Marcina Mortki? Przede
wszystkim fakt, że od bardzo dawna nie czytałam żadnego horroru, a ten ma
niezwykle ciekawą okładkę… Za mało? Dla mnie tak. Zaczęłam czytać i już od
pierwszej strony zakochałam się w piórze autora. Ujęła mnie prędkość, z jaką
przeszedł do akcji; początek nie był przedłużony, ale i nie za krótki. Wróciłam
do domu, tego samego wieczora usiadłam i zabrałam się do czytania. Było już
tylko gorzej. Fabuła zamiast iść w jedną stronę, nagle zaczęła się zapętlać. W
książkach nie przeszkadza mi wielowątkowość, wręcz przeciwnie – często nadaje
to pikanterii i sprawia, że lektura nie jest monotonna. Jednakże w przypadku Miasteczka...
nie było tak różowo. Burzliwie wyprowadzone wątki, zamiast zazębiać się w
całość, zaczęły żyć własnym życiem, by na samym końcu zostać nie zakończone, ale
zduszone.
Mimo takiej niespokojnej fabuły przez cały czas towarzyszy
nam genialny styl pisania Marcina Mortki. Dzięki temu nawet w najbardziej
zawiłych momentach czytanie sprawiało mi przyjemność i nie męczyło, co w
przypadku cięższej fabuły jest nie lada osiągnięciem. Lektura nie ciągnie się w
nieskończoność, dosyć szybko dobrnęłam do końca, ale tam okazało się, że mam jeszcze
większy mętlik w głowie niż w kulminacyjnym momencie książki.
Muszę jeszcze wspomnieć o pewnych nieścisłościach związanych
z umieszczeniem Miasteczka... w obrębie horroru. Nie wiem, gdzie sama uplasowałabym
tę książkę. Początek jednoznacznie wskazywał na horror, dalsza część na
thriller, a dalej znowu horror, i to z elementami sił nadprzyrodzonych. Pod
koniec straciłam rachubę, a zakończenie nie rozwiało moich wątpliwości.
Jak oceniam tę książkę ogólnie? Bardzo trudno przychodzi mi
wydać tu jakąkolwiek jednoznaczną opinię, ale postaram się. Fabuła była dość zawiła, ale
świetnie zarysowane postacie i wydarzenia w połączeniu ze stylem pisania
Marcina Mortki sprawiły, że lektura Miasteczka Nonstead sprawiła mi
przyjemność. Pierwszy raz mam tak mieszane uczucia względem książki. Muszę
przyznać, że po skończeniu było mi żal, bo liczyłam na coś więcej.
To jedna z tych książek, które aż proszą się o kontynuację!
Chciałabym wiedzieć więcej o losach bohaterów, do których mam wielki sentyment. Rzadko się zdarza, żeby konieczność dalszego ciągu opowieści była tak widoczna. Pozostaje mieć nadzieję, że Marcin Mortka usłyszy te prośby i zapisze kolejne stronice historiami o Miasteczku Nonstead…
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.