NAJNOWSZE

sobota, 1 listopada 2014

Gambit namiętności... szach i mat!

źródło
I stworzył Bóg kobietę

A Bóg widział, że to, co stworzył było dobre...

...i niebezpieczne.


Czymże jest piękno i co z nami robi? Odpowiedzią na to dosyć proste pytanie jest już istota bardzo złożona – kobieta. Czy któryś z panów przyzna się do tego, że podjął trud zrozumienia jednej z nich? Może zobaczyłabym jakiegoś młodzieńca, dorosłego, raczej niewyróżniającego się mężczyznę, murarza, osiłka, polityka, księdza, prezydenta... Ale jak skończyłyby się ich próby? Klęską? Nie powiem, żebym była specjalnie zdziwiona...


Tak już się na tym świecie utarło, że od dawien dawna panie pełniły pewną rolę, do której Bóg zaopatrzył nas w najgroźniejszą istniejącą broń – urok osobisty. Każda kobieta prędzej czy później zostanie postawiona przed swoją życiową powinnością – istnieć jako szara eminencja. Mężczyźni są silni, mężni, odważni, stawiają czoła dużo większym problemom niż odkręcenie zassanego słoika i wykręcenie przepalonej żarówki bez zbędnego łamania sobie karku czy paznokci. Ale to kobiety stanowią napęd do ich działania. Jedna mała wskazówka, uśmiech, pocałunek, mrugnięcie okiem i już ten rosły Herkules zapomina, jak ma na imię i którędy do WC. Panie przez wieki wypracowywały sobie najróżniejsze taktyki i uczyły się, w jaki sposób poradzić sobie w świecie rządzonym przez mężczyzn. Zgodnie doszły do wniosku, że najlepiej zaatakować od środka – chwycić w garść męskie serce...

Powieść można uznać za swoisty triumf szeroko pojętej intrygi. Robert Foryś kreuje dwa główne fronty, ścierające się w walce o władzę w Rzeczypospolitej. Pierwszy z nich to rodzina królewska w osobach króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, jego – prawie – kochającej żony Eleonory Habsburżanki i urokliwej mamusi – Gryzeldy Zamoyskiej, zwanej kniahini. Kobiety prześcigają się w drodze do serca i szczęścia ich wspólnego bąbelka – władcy kraju trawionego od wewnątrz przez cichą wojnę sejmową i rzeczywiste wojny z innymi państwami (Rzeczpospolita jest świeżo po potopie szwedzkim i stoi w obliczu walk z Turcją). 

Jednakże królowa ma również inny problem – nie jest w stanie spełnić się w swoim małżeństwie (nie wspominam już o miłości małżeńskiej, to temat dawno zapomniany i odłożony na półkę z innymi marzeniami, które nigdy się nie spełnią). Zarówno ona, jak jej mąż uciekają w ramiona kochanków, którzy – w przeciwieństwie do rzeczonej drugiej połówki małżeńskiego tandemu – potrafią przychylić im nieba. Pozostaje jeden szkopuł – jak ma pojawić się na świecie królewski potomek, kiedy król i królowa śpią w oddzielnych alkowach?

Ciekawą postacią jest kniahini. Słodka jak ocet matka Michała Korybuta wypuszcza swoją truciznę na cały zamek. Wykorzystuje nieudolność swojego syna i od początku do końca naprowadza go na właściwe tory, po których ma iść Rzeczpospolita. Nie chcę w tym miejscu dużo zdradzać, ale podzielę się swoimi odczuciami wobec Gryzeldy. Według mnie za fasadą zimnej i bezwzględnej pani na Zamościu czai się zraniona dusza, która pragnie szczęścia dla siebie i swojego jedynego syna. Kilka razy autor przedstawia kniahini pozostawioną sam na sam z myślami, a wtedy podnosi się kurtyna lodu i na jaw wychodzi ogołocona z całego zimna zwykła kobieta, stęskniona za ciepłem, jakie dawał jej mąż, zmarły Jarema Wiśniowiecki. Widzi w swoim synu swojego ukochanego i jej serce płacze.

Nie chcę przedstawiać całego profilu psychologicznego Gryzeldy, bo zabrałoby to pewnie kilka niemałych akapitów, ale chcę podkreślić geniusz literacki Roberta Forysia. Autor daje już zmarłym postaciom nowe życia. Nikt nie zatrzymuje się nad kniahini czy królową Eleonorą dłużej niż na kilka chwil, a w tej powieści przedstawione są z całym bogactwem cech, zalet i wad. Każda z postaci ma swój własny tok rozumowania. Nawet osoby, które są ukazane jedynie przez krótką chwilę, są obdarzone niepowtarzalnym zestawem cech, który pozwala nam od razu wczuć się ich dusze. Foryś ze snajperską wręcz precyzją jest w stanie wydobyć z człowieka to, co najważniejsze. On nie daje czytelnikowi nudnych, sztampowych zapychaczy stron – tutaj każda postać się liczy i ma swój udział w nakreślonej historii.


Zawahała się. Nigdy dotychczas nie rozmawiali w ten sposób. 
– Człowiek jest tym, kim jest, takim, jakim stworzyła go przeszłość i jego własne czyny – odparła smętnie. – To, co zrobiłeś, zawsze będzie w tobie, możesz sobie wmawiać, że się zmienisz, że będzie inaczej, możesz mieć nadzieję, ale... 
– Zwykle gówno z tego wychodzi – dokończył za nią Cichoń. Zabrzmiało to bardzo osobiście.


Drugim frontem są Sobiescy. Jan jest jeszcze hetmanem, a jego żona usilnie próbuje to zmienić. Uważa, że jej mąż zasługuje na wiele więcej, a że jest kobietą ambitną, próbuje obrócić słowa w czyn. Uwielbiam sposób, w jaki autor ukazał miłość Jana i Marii. W czasach, gdy małżeństwa tak często były raczej zagraniem politycznym niż wynikiem romantycznego uczucia, oni zachowali pierwiastek zakochania i rozwinęli go w maksymalnym stopniu. Nawet gdy Jan nie znajduje już tyle czasu dla swej żony, ile ona by chciała, ich miłość nie przeżywa załamania, wręcz przeciwnie, wznosi się na wyżyny (również za sprawą małego przewrotnego incydentu, ale z tym już odsyłam do powieści).

Dodatkiem do zestawu Sobieskich jest James Bond w spódnicy, czyli Francuzka Charlotta Mesire. Ten uwodzicielski diabeł wcielony krąży po ulicach Polski i wykonuje polecenia swojej pani, a zarazem przyjaciółki, Marysieńki Sobieskiej. Ta kobieta z powodzeniem mogłaby być pierwszej klasy szpiegiem państwowego wywiadu – piękna, mądra, zadziorna i waleczna jak mało kto. Mimo że przeszłość cały czas daje jej o sobie znać, ona nie poddaje się i brnie dalej przez życie, nie użalając się nad sobą ani swoim losem.

Bóg, honor, trucizna to historia o kobietach zdolnych do wszystkiego. Najważniejsze damy Rzeczypospolitej są gotowe zapłacić nawet własnym ciałem, aby tylko dopiąć swego. Mężczyźni odgrywają tu role drugoplanowe. Są marionetkami w rękach otaczających ich pań, nie wiedząc o tym. Dają sobą manipulować na wszelkie strony, spełniając marzenia żon, matek i przyjaciółek. 

Książka Roberta Forysia, w której dominują kobiety to rzadkość, a jeśli już się takie zdarzały, to wkład płci pięknej nie był aż tak rozbudowany. Mimo to książka nie straciła na charakterystycznym duchu tego autora. Cały czas możemy z powodzeniem zanurzyć się w fabule i zapomnieć na chwilę o świecie. Jest to książka, w której można się ukryć. Kiedy zaczynam czytać którąkolwiek z powieści Forysia, trafiam do innego świata, w którym nie ma codziennych problemów. Nagle to ja przechadzam się ulicami Rzeczypospolitej Obojga Narodów, oglądam od środka pałac królewski lub uczestniczę w potyczce na szerokich stepach Ukrainy...

Powieść z pewnością nada się zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. W tym wypadku nie przeważają potyczki, ale raczej teorie spiskowe i skandale. Jedynymi męczącymi fragmentami były ciągnące się w nieskończoność taktyki i plany wojenne. Uwielbiam dawkę historii w książkach (zwłaszcza autorstwa Forysia), ale muszę się przyznać bez bicia, że kiedy hetman Sobieski zaczynał obrady na temat planów bitewnych, to pomimo usilnych starań przymykałam oczy ze znużenia. Jednakże takie momenty można liczyć na palcach jednej ręki, więc nie stanowią problemu.

Uwielbiam rodzące się w tej książce intrygi! Mogłabym dniami i nocami wczytywać się w myśli osób, które przecież kiedyś rzeczywiście chodziły po tej ziemi i zastanawiać się, czy naprawdę mogły tak patrzeć na świat. Dążenia do tronu hetmana Sobieskiego, usilne próby kardynała Prażmowskiego, aby zostać papieżem, pragnienie szczęścia królowej Eleonory i wiele, wiele innych... Niesamowite jest, jak Robert Foryś potrafi wejść w głąb duszy kobiety! Nie wiem, co to są za czary, ale autor perfekcyjnie oddał wszystkie rozterki niewieścich serc – ich obawy, lęki, bolączki, ale też radości i nadzieje. Pomijając już delikatny styl wypowiedzi, ale ich myśli były jak żywcem zaczerpnięte z kobiecych głów. Pozostanie to dla mnie tajemnicą, jakich sztuczek użył autor i ile go one kosztowały...

Przeraża mnie sposób, w jaki skończyła się tak książka. Tak nagły zwrot akcji może człowieka przyprawić o zawał, a mnie przyprawił o salwę żalu... Jak można tak katować czytelnika? Kiedy już myślałam, że powieść skończy się typowym happy endem, wszystko obróciło się o 180 stopni i pozostawiło moją twarz wykrzywioną w grymasie i z wielkim niedopowiedzeniem. Pocieszam się jednak myślą, że to przecież trylogia, więc kiedy już się uspokoję, na świat przyjdzie kolejna część, a ja na skrzydłach wiatru pognam do najbliższej księgarni...



Share:

Prześlij komentarz

Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.

 
Wróć na górę
Copyright © 2014 Essentia. Design: OtwórzBlo.ga | Distributed By Gooyaabi Templates