źródło |
Zapraszam was na ciąg dalszy mojego wywodu o Kapuścińskim i jego pracy reportera. Wracam do tytułowej Wojny futbolowej. Zaczyna się ona niewinnie od meczu Hondurasu i Salwadoru, który stanowi iskrę zapalną konfliktu. W Tegucigalpie rozpętało się prawdziwe piekło, a Ryszard Kapuściński znalazł się w samym jego środku. Na dodatek wyszedł w ciemną noc, by pośród nieznanych uliczek, ciemnych i przerażających, wysłać telegram do Warszawy z wiadomością o rozpoczętej wojnie.
Leżałem przerażony, pot ściekał ze mnie. Bałem się, że zaczną strzelać w moją stronę (…) Stałem zmarznięty, mokry, cały w dreszczach. Wymacałem wnękę w murze bramy i schroniłem się przed ulewą. Wciśnięty między mur i bramę usiłowałem zasnąć, ale bez skutku.
Kiedyś myślałam, że mogłabym wykonywać pracę reportera. Jeździłabym po świecie, rozmawiała z ludźmi i odkrywała wszelkie ich tajemnice. Cóż... rzeczywiście mogłabym to robić, tak jak wielu innych przede mną. Niestety, teraz wiem, że to nigdy nie byłoby autentyczne i prawdziwe. Takie reportaże byłyby jedynie spisaniem relacji innych ludzi lub opisem widoków. Czytając reportaże Kapuścińskiego, zdałam sobie sprawę, że muszę przełamać jeszcze wiele moich wewnętrznych barier, jeśli chcę kiedyś napisać dobry reportaż. Muszę znaleźć się w centrum wydarzeń, a gdy to nastąpi, muszę być przygotowana na wszystko. Tego nauczył mnie Ryszard Kapuściński, i to dlatego jest nazywany "cesarzem reportażu". W Wojnie futbolowej napisał: Każda wojna to straszny bałagan i wielkie marnotrawstwo życia i rzeczy. Ludzie prowadzą wojny od tysięcy lat, a jednak za każdym razem wygląda to tak, jakby zaczynali wszystko od początku, jakby toczyli pierwszą na świecie wojnę. Po przeczytaniu tego fragmentu odetchnęłam głęboko i kiwnęłam głową, uświadamiając sobie prawdziwość tego stwierdzenia i wiedząc, że ono już pozostanie w mojej głowie.
Kapuściński wiele razy spotykał się z wrogością afrykańskich społeczności. Na początku nie zdawał sobie sprawy z tego, że kolor skóry może utrudnić mu pracę. W Europie nie miał z tym żadnego problemu. Był poważany i lubiany. W Afryce wszystko było na odwrót. To on był białą mniejszością wśród morza czerni. Nauczył się liczyć z tym, że to biały jest prześladowany, a nie odwrotnie. Wiedział jednak, dlaczego tak jest. Szanował czarnoskórych ludzi i nie miał do nich o nic żalu. Wszystkiemu winien był kolonializm, a Afroamerykanie obwiniali o to każdego białego.
Stoję tak w tłoku i piszę, i nagle czuję, że mi nie tak duszno. Że się wokół mnie robi przestronnie. Że najbliżsi się odsuwają. Rozglądam się – te oczy nie są dobre, te błyski są zimne, mnie jest raptem zimno, już pojąłem. Jestem tu jedynym białym i piszę w notesie. No to znaczy, że dziennikarz (…) Boże święty, jak tu prysnąć? – to cytat z reportażu zatytułowanego Bezdomny z Haarlemu.
Kapuściński pisze o tym, jak kolonializm ukształtował myślenie afrykańskiego człowieka, i ukazuje sylwetkę Kwame Nkrumaha – premiera Ghany – który stanowi dla tamtejszej ludności wybitną jednostkę i oświeconego przywódcę. Kapuściński jest świadkiem jego przemówienia, którym Kwame wzywa ludzi do powszechnego bojkotu i sprzeciwu wobec kolonializmu. Pokazuje również, że nie zawsze można liczyć na ludzką uprzejmość i należy oswoić się z wrogością.
Praca reportera nie opiera się jednak tylko na ciągłym niebezpieczeństwie. Zawsze istnieje granica między złem a dobrem, niebezpieczeństwem a pięknem. I Kapuściński w pewien sposób doświadcza piękna Afryki oraz Grecji. Oko reportera musi być bardzo wrażliwe i spostrzegawcze. Nie może zauważać jedynie wojny, ale dostrzegać również małe radosne detale. Kapuściński doskonale przedstawił to w reportażu Nie będzie raju. Akcja dzieje się na Cyprze pośród łagodnych wzgórz i pól obsadzonych krzewami winnymi. Piękne widoki skrywają jednak ból i cierpienie tysięcy ludzi – walkę między Grekami i Turkami. Jest tam pewien fragment, który opisuje piękno przyrody i cudowne morze ostro kontrastujące ze zniszczeniami wojennymi. Kapuściński pisze o kilkugodzinnej strzelaninie wywołanej jednym nieprzemyślanym ruchem, ale nie to wprawia w osłupienie.
Po tej nocy, od rana, Grecy siedzą przed kafejkami bez ruchu, bez słowa, jakby nic się nie stało. W południe przesuwają się w cień. O zmierzchu wychodzą na spacer piękne dziewczyny, którym towarzyszą mamy i babcie. Blondasi z ONZ patrzą za nimi, ale się nie ruszają i dalej piją piwo.
Kapuściński sprawnym okiem obserwatora pokazuje zachowanie Greków, którzy przecież toczą wojnę, ale wyglądają, jakby w ogóle ich to nie dotyczyło. Ich dzień upływa spokojnie, choć doskonale zdają sobie sprawę, że noc może przynieść śmierć. Cyprysy delikatnie drżą od świeżej bryzy. Morze dalej spokojnie faluje, niewzruszone, zupełnie jak twarze greckiej gawiedzi.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.