fot. Dominika R. |
Tytuł: House of cards. Ostatnie rozdanie
Autor: Michael Dobbs
Wydawnictwo: Znak Literanova
House of cards. Ostatnie rozdanie to trzecia, a zarazem finałowa część całej serii. Drugi tom kończy się w bardzo ciekawym momencie. Jeśli liczyliście na kontynuacje wątku, niestety, będziecie rozczarowani. Fabularnie są to zupełnie oderwane od siebie historie. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej... szkoda, gdyż rywalizacja z królem pochłonęła mnie bez reszty.
Tymczasem wkraczamy w zupełnie nową rzeczywistość. Od wydarzeń z drugiej części minęło wiele lat. Francis niepodzielnie i autorytatywnie rządzi krajem. Już tylko miesiące dzielą go od tytułu najdłużej urzędującego premiera Wielkiej Brytanii. Zewsząd słychać glosy, że może to najlepszy moment, by odejść na emeryturę. Francis widzi to jednak zupełnie inaczej. Nie wyobraża sobie życia bez polityki. Nie czuje się zniedołężniałym starcem. Jego ruchy, postępy i wypowiedzi stają się coraz bardziej desperackie. A opozycja nie śpi. Tym bardziej że lata despotycznych rządów przysporzyły mu wielu wrogów. Jak Francis wyjdzie z kolejnego starcia? Tym razem przeciwnikiem są nie tylko politycy, ale też... czas. A parlament jest jak domek z kart – jedno niewłaściwe posunięcie i wszystkie te lata przestaną mieć znaczenie.
Trzecia część zaczyna się od naprawdę "grubej" afery. Czytelnik poznaje sekret, który Francisowi spędza sen z powiek. Jednak na jego rozwiązanie trzeba czekać do końca książki. I mimo rozpoczęcia powieści od najwyższego C, napięcie szybko spada. Wątki powiązane ze wspomnianą tajemnicą pojawiają się co jakiś czas, dając nadzieję na podkręcenie tempa. Ostatecznie jednak w trzeciej części było wszystkiego za dużo. Tak, Francis się starzeje, pojawia się więcej niż wcześniej rozmyślań, rozmów. Za to mniej spisków i seksu.
Samo zakończenie jest na swój sposób genialne. Domyka większość wątków, jest perfidne i zaplanowane, z przytupem. Jednak pozostawia swego rodzaju niedosyt. Któryś raz spotykam się z tego rodzaju rozwiązaniem i traktuję to jak rodzaj drogi na skróty. Nic nie zdradzam, ale gdy czytelnik dobrnie do końca, będzie wiedział, o czym mówię.
Nie przez przypadek w poprzednim zdaniu użyłam słowa "dobrnie". Rzeczywiście to miałam na myśli. Gdy czytałam drugą część, to uczucie towarzyszyło jedynie do pewnego momentu. Nie wiadomo, na której stronie akcja robiła się taka "gęsta" i intensywna, że czytanie przychodziło mi z niesamowitą lekkością. W Ostatnim rozdaniu nie odczułam podobnego przełomu. Zaciekawiły mnie dwa, trzy wątki i tylko na ich rozwiązanie czekałam. Przez resztę musiałam... przebrnąć właśnie.
Tak jak w poprzednich częściach, bardzo ciekawie wykreowano postacie drugoplanowe. Francis się zmienił, temu nie można zaprzeczyć. Ale przy okazji stał się mniej błyskotliwy, jego wypowiedzi straciły na ciętości, a przez niego samego przemawiała wyłącznie gorycz. Co innego nowi bohaterowie. Postacie dopiero co wykreowane w tej części były interesujące i "świeże". Tego polotu zabrakło starym aktorom.
A więc – czytać czy nie? Jeśli macie już za sobą dwie poprzednie części, to koniecznie! Czytelnika nie zawiedzie ponury klimat polityki, spisków i afer. Jest kilka rewelacyjnych scen, błyskotliwych dialogów i świetnych zwrotów akcji. Z całej serii jest to niestety najgorsze podejście do tematu. Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. Jesteście ciekawi, jak wygląda finał w wykonaniu wielkiego Francisa? Sprawdźcie sami!
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.