źródło |
– Czy w związku z tą pracą miałaś jakieś dylematy moralne, Trish?
– Nie rozumiem.
– Napisałaś program, z którego ktoś mógłby zrobić niewłaściwy użytek. Ludzie będący w jego posiadaniu mają dostęp do bardzo ważnych informacji, o których inni nie mają zielonego pojęcia. Nie miałaś żadnych wątpliwości, gdy go pisałaś?
– Najmniejszych. Mój program nie różni się niczym od, na przykład, symulatora lotów. Niektórzy wykorzystują go, by pilotować samoloty podczas akcji humanitarnych w krajach Trzeciego Świata, a inni – by nauczyć się, jak wbić pasażerski odrzutowiec w ścianę drapacza chmur. Wiedza jest narzędziem i jak w przypadku każdego narzędzia, jej wpływ zależy od tego, w czyich rękach się znajdzie.
D. Brown, Zaginiony symbol
Ostatnio wśród studentów rozpętała się dyskusja na temat wszechobecności portali społecznościowych w życiu, zwłaszcza młodego, człowieka. Oczywiście na myśl przychodzi jeden – najpotężniejszy i najbardziej wpływowy – Facebook. Wśród znajomych utworzyły się dwa obozy o skrajnie opozycyjnych poglądach. Zwolennicy nazywali go błogosławieństwem w szybkiej komunikacji i oszczędnością czasu, przeciwnicy - infiltracją życia prywatnego użytkowników. Gdzie leży prawda? Jak zawsze – po środku.
Sympatycy portali społecznościowych od razu wysunęli ciężką artylerię w argumentach. Facebook to najdogodniejsze źródło komunikacji i informacji o wydarzeniach mających miejsce tak w naszym rodzinnym mieście, jak i w Polsce, a nawet na świecie. Na forach łatwo możemy wyrazić swoje zdanie niemal na każdy temat, dyskutować i komentować wypowiedzi innych, czując się przy tym anonimowo. Jest to darmowy start wielu późniejszych, dobrze prosperujących stron internetowych. Pozwala dotrzeć do bardzo dużej liczby odbiorców w krótkim czasie. Oczywiście zalety można mnożyć, więc co takiego nie podoba się przeciwnikom?
– Nie dość, że jesteśmy infiltrowani przez Google Inc., które jest w stanie ustalić nasze dokładne profile osobowe za pomocą swoich usług, to jeszcze nic nie ukryje się przed Facebookiem – próbuje przekonać mnie koleżanka z roku. – Dzięki informacjom, zdjęciom, filmom udostępnianym przez użytkowników jesteśmy prześwietlani na wylot. Ludzie często zapominają, że to, co zamieszczą w sieci, mogą zobaczyć wszyscy - nie tylko przyjaciele i rodzina, ale także nauczyciele, wykładowcy czy potencjalni przyszli pracodawcy. Oczywiście ten mechanizm działa w obie strony. Również uczniowie i pracownicy mogą dowiedzieć się różnych, często kompromitujących czy chociażby niechcianych, rzeczy o swoich szefach i profesorach uniwersyteckich. Ponadto nie od dziś wiadomo, że Facebook to miejsce, gdzie szerzy się mobbing. Użytkownicy mogą prawie bezkarnie zastraszać innych, używając anonimowych kont, a ofiarom trudno jest zareagować w jakikolwiek sposób. – Ludzie nie mają umiaru. Dać im odrobinę swobody, a od razu przekroczą wszystkie granice zdrowego rozsądku – podsumowuje studentka.
Obie strony mają swoje racje. Z założenia Facebook miał być źródłem komunikacji, miał służyć ludziom w szybkim porozumiewaniu się, dzieleniu informacjami, wrażeniami. To nie wynalazki są złe - to ludzie, używając ich w innym celu, niż są do tego przeznaczone, sprawiają, że stają się złe. Pierwotnym zastosowaniem dynamitu było ułatwienie prac w trudno dostępnych częściach kamieniołomów. Dopiero po jakimś czasie ludzie zaczęli stosować go przeciwko sobie w zbrojnych konfliktach. Podobnie jest z portalami społecznościowymi - zbyt duża swoboda sprawia, że zaciera się granica użyteczności w wykorzystaniu i dobrego smaku. Nie warto jej przekraczać.
>> Zobacz inne posty tej autorki
>> Zobacz podobne posty
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.