źródło |
Nie udał się Brianowi De Palmie powrót do kina, oj, nie udał się. Namiętność nie rozgrzała serca ani krytyków, ani widzów, i tym samym została zdetronizowana przez konkurencję: futurystyczny pociąg pełen podziałów społecznych (Snowpiercer. Arka przyszłości), Toma Hardy'ego zamkniętego w samochodzie (Locke), cynicznych kelnerów (Zaklęte rewiry), mieszkańców amerykańskich prowincji z lat 30. (Kiedy umieram), horrowego śmiałka (13 grzechów) i zagubionego polskiego nastolatka (Gabriel).
Snowpiercer: Arka przyszłości
źródło |
Niedaleka przyszłość. Ziemia
uległa zagładzie, zapanowała wieczna zima. Jedynymi, którzy przeżyli, są
pasażerowie Snowpiercera – ultraszybkiego pociągu napędzonego rewolucyjnym
silnikiem. W środku pojazdu panuje określony podział – bogaci żyją na koszt
biednej większości. Wkrótce jednak dojdzie do buntu.
Snowpiercer to pierwsze amerykańskie dziecko koreańskiego twórcy
Joon-ho Bonga. W swoim ojczystym kraju tworzył świetne, ekscentryczne filmy, w
Hollywood przepadł z kretesem. Reżyser nie wyważył odpowiednio dramatu, akcji i
absurdu, przez co jego film składa się z nierównych odcinków. Scenariusz jest
napisany bardzo źle, zapełniony nielogicznymi, absurdalnymi zdarzeniami,
odbierającymi jakąkolwiek przyjemność z oglądania. Nie zawodzi jedynie oprawa
audiowizualna – piękne zdjęcia Kyung-Pyo Honga
porażają szorstką brutalnością i realizmem.
Locke
źródło |
Ivan Locke wiedzie szczęśliwe
życie – ma kochającą rodzinę, świetną pracę, a wkrótce ma nastąpić ukoronowanie
jego kariery zawodowej. Jego życie zmienia się w jedną noc z Birmingham
do Londynu, podczas której odbiera telefony od: swojej żony, synów, dawnej
współpracownicy, szefa, który go zwalnia, i pracownika, mającego go zastąpić w
najważniejszym zawodowym wyzwaniu.
One man show to ciężki kawałek chleba. W końcu jeden aktor
zamknięty w ciasnym pomieszczeniu to ogromne wyzwanie dla twórcy i widza
przyzwyczajonego do filmowych podróży międzykontynentalnych. Jeśli Ryanowi Reynoldsowi udała się ta sztuka w Pogrzebanym,
to Tom Hardy zasłużył na najwyższe laury.
Historia jest prosta, ale reżyser
wyciska z niej najwięcej, ile tylko się da. Sprzeczne emocje targane bohaterem
udzielają się widzowi, który przez cały seans siedzi jak na szpilkach. Duża w
tym zasługa Hardy’ego, który posiada tyle charyzmy, aby przykuć do ekranu nawet
na dłużej niż te 85 minut. Kreuje postać zwyczajnego człowieka w ekstremalnej
sytuacji, twardziela ponoszącego konsekwencje swoich czynów, i raz jeszcze
udowadnia, jakim elektryzującym aktorem jest.
Zaklęte rewiry
źródło |
Roman Boryczko, młody chłopak ze
wsi, rozpoczyna pracę w restauracji. Początkowo pracuje jako pomywacz, z czasem
przechodzi przez dalsze stopnie hierarchii. Odkrywa, że żeby awansować, musi stać się
pochlebcą i cwaniakiem, z dumą znoszącym upokorzenia podwładnych. Roman próbuje
zachować wrażliwość i nie doprowadzić siebie do moralnej klęski.
Kto by się spodziewał takiego
zdeprawowania po środowisku kelnerów? Janusz Majewski odsłonił niewygodną
prawdę i bez ogródek ukazał to, co kryje się za kurtuazyjnymi uśmiechami i
czystymi obrusami. Stworzył świetny dramat, jeden z najlepszych polskich
obrazów lat 70. Młody wówczas Marek Kondrad i Roman Wilhelmi dają popis
znakomitych kreacji, jakich dzisiaj nie zastaniemy w rodzimej kinematografii. Klasyka,
którą możemy ponownie obejrzeć w kinach, tym razem w wersji odnowionej cyfrowo.
Kiedy umieram
źródło |
Południe Ameryki, lata 30. Rodzina
Addie Bundren próbuje spełnić jej ostatnią wolę i pochować jej zwłoki niedaleko
miasta Jefferson. Prości ludzie z oślim uporem dążą do wyznaczonego celu,
broniąc swoich racji oraz familii.
James Franco mierzy wysoko –
zamiast rozwijać reżyserską technikę w komediodramatach, stawia na ekranizacje
prozy Cormaca McCarthy’ego i Williama Faulknera. I wychodzi z tego zadania z połowicznym
sukcesem.
Próbując poradzić sobie z
polifonią dzieła Faulknera, stosuje wizualne sztuczki, dzieli ekran na kilka
części, nakłada na siebie dialogi. To jednak za mało, żeby uchwycić ducha
powieści. W tym natłoku sztuczek ulatuje gdzieś kwintesencja dzieła, jej
finezja i prostota w jednym. Z drugiej strony Franco umiejętnie prowadzi
aktorów, z dbałością i rozmysłem tworzy piękną oprawę audiowizualną. Widać w
nim zalążek talentu i odwagę, które odpowiednio pielęgnowane mogą w przyszłości
przynieść obfite owoce.
Namiętność
źródło |
Atrakcyjna Christine za maską
pewności siebie skrywa bezlitosną i manipulatorską osobowość. Nie pozwoli, by
ktokolwiek zagroził jej wysokiej pozycji zawodowej. Kiedy nowa pracownica
Isabelle zbyt szybko wspina się po szczeblach firmowej kariery, Christine
rozpocznie z nią swoją kolejną grę. Próbuje ją oczarować, aby w końcu
skompromitować w oczach wszystkich. Kobieta nie zdaje sobie jednak sprawy, że
trafiła na godną siebie rywalkę.
Polski dystrybutor długo zbierał
się z wpuszczeniem tego filmu do kin – w końcu minęły już dwa lata od jego
powstania, podczas których najnowsze dzieło Briana De Palmy zdążyło pojawić się
w telewizji. Nie było potrzeby się starać, gdyż Namiętność to powrót do kina de Palmy, jakiego nie życzyłby sobie
żaden reżyser.
Fabuła pozostaje wierna
francuskiemu oryginałowi z 2010 r., niestety w złym tego słowa znaczeniu. Film
przypomina telenowelę i kiepskie powieści z dreszczykiem jednocześnie.
Bohaterowie to reprezentanci stereotypowej klasy wyższej, w której erotyka,
władza i bezwzględność nierozerwalnie się ze sobą łączą. Są pretensjonalni,
średnio zagrani, a ich poczynania powodują u widza tylko irytację. De Palma
miesza nieprzystające do siebie stylistyki, jakby sam nie wiedział, jaki film
chciałby nakręcić. W przypadku tak rażących błędów chęć obejrzenia jego
następnego dzieła gwałtownie spada.
13 grzechów
źródło |
Elliotowi nie wiedzie się
najlepiej – jest pogrążony w długach, a niedługo bierze ślub z
miłością swojego życia. Pewnego dnia tajemniczy głos z telefonu informuje go,
że bierze udział w grze, a przez cały czas filmują go kamery. Jeżeli mężczyzna
wykona prawidłowo 13 zadań, otrzyma 6,2 miliona dolarów. Pierwsze z nich –
zabicie muchy – jest banalnie proste, ale kolejne zmuszają go do ekstremalnych
zachowań.
Amerykanie rozmiłowali się w
przenoszeniu na własny grunt azjatyckich horrorów. 13 grzechom bliżej jest jednak do Piły czy Telefonu niż The Ring – Krąg i Nieodebranego połączenia. Daniel Stamm powiela klisze jeszcze
większej liczby dreszczowców, co sprawia, że jego produkt jest nieświeży i
bardzo odtwórczy. Reżyser nie proponuje nic ponad to, co możemy oglądać w
pierwszym lepszym horrorze. Wymyślane przez niego twisty są marne i, co zabija
każdy dobry pomysł, przewidywalne. Ot, przeciętniak, niczym poprzedni film
Stamma, Ostatni egzorcyzm.
Gabriel
źródło |
12-letni Tomek mieszka z
dziadkami, ale wciąż tęskni do ojca, z którym nie widział się od lat. Jego
pasją są wyścigi samochodowe, a najlepszym przyjacielem – mechanik.
Chłopiec wyrusza w pełną niebezpieczeństw wyprawę, aby odnaleźć rodziciela.
Pomaga mu Gabriel, tajemniczy przyjaciel, który roztacza nad nim troskliwą
opiekę. Tomek jest coraz bliżej poznania zarówno sekretu ojca, jak i swojego anioła stróża.
W dziedzinie kina familijnego (i
nie tylko) Polacy muszą się jeszcze sporo nauczyć. Wprawdzie Magiczne drzewo wniosło świeżość do
naszego stęchłego światka i zostało docenione nawet za granicą, jednak od tego czasu
nie udało się nam nakręcić nic godnego uwagi najmłodszych. Twórcy Gabriela nie starają się nawet wypełnić
tej luki. Ich film wydaje się kręcony najmniejszym kosztem: najtańszy
scenariusz, pierwszy lepszy reżyser, budżet niski nawet jak na polskie warunki.
To nie mogło zaowocować dobrym kinem; obraz Mikołaja Haremskiego jest
pozbawiony wszystkiego, co atrakcyjne dla małoletniego widza – ciekawych
bohaterów, uroku i żwawej fabuły.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.