NAJNOWSZE

niedziela, 20 lipca 2014

Wyprawa nie z tej ziemi

źródło
Sukces finansowy filmu Niebo istnieje... naprawdę (kosztujący 12 milionów dolarów obraz zarobił w Stanach 90 milionów) dowodzi, że tematyka chrześcijańska jest ostatnio niezwykle modna, o czym zresztą wspominałam w poprzednich częściach cyklu premier. U nas spisała się bardzo dobrze, choć siły były nierówne – produkcja Randalla Wallace'a miała do pokonania tylko niezależny dramat Pierwszy wschód słońca z homoseksualistami w roli głównej.


Niebo istnieje... naprawdę

źródło
Czteroletni Colton Burpo podczas operacji znajduje się na granicy życia i śmierci. Kiedy przeżywa, opowiada rodzicom o swej zadziwiającej wędrówce do nieba. Twierdzi, że opuścił swoje ciało, a w zaświatach spotkał się z ludźmi, o których z racji swojego wieku nie mógł wiedzieć. Jego opowieść obfituje w wiele szczegółów znanych z Biblii.

Niebo istnieje – próbują przekonać nas z pełną wiarą twórcy filmu. Problem w tym, że jest to wiara dość dziecinna, oparta na najprostszych schematach. Nikogo nie przekona taka ugrzeczniona, słodka wizja świata, gdzie królują papierowe postacie i dialogowe banały. Drażni szczególnie wizja tytułowego nieba, pełnego śnieżnobiałych chmurek, słodkich aniołków i zielonej trawy. Takie przerysowane wyobrażenie razi tandetą i traktowaniem widza niczym małe, głupiutkie dziecko. Ateistów prędzej rozśmieszy do łez, niż pobudzi do szczerych refleksji. Większości katolików natomiast nie usatysfakcjonuje. Szkoda tylko Grega Kinneara, diablo zdolnego aktora, którego stać na role w zdecydowanie lepszych filmach.




Pierwszy wschód słońca

źródło
Paul i Kurt żyją w związku już od dwóch lat. Odkrywając nocne życie Chicago, cieszą się każdą chwilą spędzoną razem. Przypadkowo poznany Kevin burzy sielankę i sprawia, że Kurt zrywa z ukochanym. Korzysta z całych sił z odzyskanej wolności, lecz cały czas rozmyśla o życiu z Paulem. Spotkanie po kilku miesiącach dwóch mężczyzn doprowadza do wspólnych wspomnień.

W swoim debiucie reżyserskim i scenopisarskim Chris Michael Birkmeier przygląda się idei wielkiej fatalnej miłości, ale w nowoczesnym wydaniu, w którym Julia została zastąpiona przez mężczyznę. Zmiana ta nie wpływa znacznie na całokształt opowieści – to smutny melodramat, w którym namiętność zostaje zniszczona. Nie przez czynniki zewnętrzne, nieubłagany los, ale autodestrukcyjne zachowania głównych bohaterów. Nie ma w tym nic odkrywczego, ale dałoby się bez problemu przełknąć, gdyby tylko Birkmeier posiadał większe doświadczenie w snuciu historii. Amatorstwo szczególnie widoczne jest w wyświechtanych dialogach, których słucha się z rosnącą irytacją.



Share:

Prześlij komentarz

Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.

 
Wróć na górę
Copyright © 2014 Essentia. Design: OtwórzBlo.ga | Distributed By Gooyaabi Templates