źródło |
Bo miłość naprawdę jest przewrotna.
Kiedy jest, rozmawiasz z jedną tylko osobą o wszystkich innych.
Kiedy nadchodzi kryzys, rozmawiasz ze wszystkimi osobami o jednej tylko osobie.
Jedynej, z którą nie udaje ci się już rozmawiać.
I dzień po dniu ta osoba staje się coraz mniej osobą: przez to mówienie o niej, zamiast żyć intensywniej, ona staje się punkcikiem. Hologramem.
Czymś niewyraźnym, zwodniczym, pustym.
Cenię sobie książki włoskich pisarzy. Po Pierwszej kawie o poranku Diego Galdino doszłam do wniosku, że powieści wychodzące spod pióra Włochów – piszących pod wpływem nieustannie świecącego południowego słońca – mają w sobie to coś, co przyciąga, a co niekoniecznie wykorzystują Polacy.
Chiara przeżywa w swoim życiu trudny czas. Mężczyzna, u którego boku czuła się potrzebna i bezpieczna, w jednym momencie zrezygnował z poważnego związku na rzecz chwilowego zauroczenia. Kobieta zaczyna wątpić w osiągalne dla ludzi szczęście i marzenia, które i tak się nie spełniają. Na swojej drodze spotyka terapeutkę, która proponuje jej zagranie w pewną grę.
Czy zasady gry zmienią coś w życiu Chiary?
Czy uda jej się odkryć receptę na szczęście?
I przede wszystkim: czy uwierzy we własną wewnętrzną siłę?
Przez 10 minut okazało się spełnieniem moich marzeń o starannie skonstruowanej powieści psychologicznej. Nie pójdę tropem ani tych poirytowanych i zniesmaczonych bloggerów, którzy potrafią skrytykować, ale o obiektywizmie można pomarzyć, ani tych, którzy patrzą przez różowe okulary na wszystko, co ładnie wydane (bo to, że okładka zachęca, trzeba przyznać, i za to ukłon należy się Wydawnictwu). Stawiam na obiektywizm i subiektywizm w jednym – czyli swoistą mieszankę dwóch racji.
Tym, co urzekło mnie podczas lektury powieści, jest przesłanie, które sprawia, że zaczynamy nieco inaczej spoglądać na otaczającą nas rzeczywistość. Powraca do nas zagubiony i porzucony gdzieś (nie wiadomo gdzie) optymizm, a resztki pesymizmu spowija mgła zapomnienia. Odrobina psychologii w życiu przydaje się, a cenne porady specjalistów uchodzą za lek na nieszczęście. Coś w tym jest. Bo gdyby nie tkwiła w tym żadna prawda, nie byłoby uleczalnych chorób psychicznych. Po pierwsze: dobre nastawienie.
Styl, w którym utrzymana jest książka, pozostaje lekki aż do ostatniej strony, dzięki czemu Przez 10 minut spełnia oczekiwania czytelników, którzy poszukują przyjemnej lektury na ulewne popołudnia i nudne wieczory.
Dodatkowym atutem powieści jest prosty język i krótkie rozdziały sugerujące dużą liczbę luźno połączonych ze sobą wątków. Główny wątek to oczywiście przebieg terapii, czyli codzienne wykonywanie czynności, które dotąd wydawały się nieosiągalne, przez 10 minut. W tym momencie stwierdzamy również, że sam tytuł jest kwintesencją przesłania, które skrywają poszczególne karty książki.
Powieść ta wydaje się niezwykle pomysłowa i co ważne – oryginalna. Na rynku wydawniczym co rusz pojawiają się lekkie powieści i mroczne thrillery psychologiczne, do których czytelnicy lgną jak pszczoły do miodu. Być może niektórzy stwierdzą, że jest schematyczna, bo coś trwa 10 minut, za chwilę następuje szybki przeskok do innego tematu, znowu 10 minut i tak dalej, i tak dalej... Osobiście nie określiłabym Przez 10 minut powieścią schematyczną, raczej chaotyczną. Dla mnie schematyzm jest powielaniem wcześniejszych wzorców. A powiedzmy sobie szczerze: do tej pory nie pojawił się w literaturze temat dziesięciominutowej drogi do szczęścia i spełnienia. Za to chaotyczność polega właśnie na tym i tak dalej, i tak dalej; tak więc: książka nieco zniechęca czytelnika ową chaotycznością.
Mimo wszystko istnieją nieliczni, którzy rzucą tę pozycję w kąt po przeczytaniu zaledwie kilku rozdziałów, co świadczy o tym czymś (jak wspomniałam na początku). Każdy chce wiedzieć, co takiego potoczy się dalej w życiu głównej bohaterki... Więc dowiaduje się. A proces ten trwa i trwa, a kończy się na liczbie 192 (czyli ostatniej stronie książki). Tak, też się w tym momencie uśmiechnęłam.
Kilka słów o głównej bohaterce, a co za tym idzie – pomyśle na stworzenie oryginalnej formy. Postacią pierwszoplanową jest Chiara, która zwierza się ze swojego (już) aktywnego życia... pamiętnikowi. Ale nie oceniajmy zbyt pochopnie. Przez 10 minut nie należy do powieści z Kochanym Pamiętniczkiem jako odbiorcą. To książka przeznaczona dla dorosłych ludzi, którzy powoli staczają się we własnym, nieco skomplikowanym i z pozoru bezsensownym życiu. A Chiara z obrazu może być utożsamiana z Chiarą Gamberale, czyli autorką powieści. Idąc tym tropem, dostrzegamy wiele związków, m.in. autobiografizm, czyli wykorzystanie książki jako materiału niezbędnego do dokonania bilansu życiowego. Mimo to każda czytelniczka wyniesie z powieści coś dla siebie. A najważniejsze jest wciąż aktualne, choć starożytne, carpe diem – czerpanie z życia maksymalnie, pełnymi garściami. Nie dopuśćmy do tego, by dobre chwile przeciekały nam przez palce, a te złe osiadały na powierzchni. Skorzystajmy z tej zasady i doceńmy to, co jest na wyciągnięcie ręki tu i teraz. Przeszłość niech pozostanie przeszłością, a przyszłość zagadką, którą odkryjemy jutro, pojutrze, za 5 dni, za 10 lat i tak do końca. Każdy dzień jest inną historią, przynosi nowe nadzieje, nowe dobre i złe chwile. I spróbujmy (chociażby przez 10 minut) pomyśleć o tym, co przeoczyliśmy przez skupienie się na nic nieznaczących rzeczach. Detale są trudno dostrzegalne, gdy patrzymy w dal. Jednak wystarczy odrobina chęci i stają się widoczne.
A czym jest szczęście? Właśnie tym, co nie przyciąga naszej uwagi. Gwiazdką na niebie, kroplą deszczu, promykiem słońca, uśmiechem przechodnia...
Szczęście jest wszędzie, tylko musimy chcieć spojrzeć nieco bliżej.
Mimo wszystko...
W sumie...
Warto iść naprzód.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.