źródło |
Miłość jest elementem każdej historii. Czasami stanowi jej główny wątek, innym razem bywa tylko tłem. Niezależnie od tego, jak duży
obszar zajmuje, bez niej powieść byłaby dziwnie pusta i nienaturalna. My, jako
ludzie, stale łakniemy pewnej dawki romantyczności i wzruszeń, chociaż wielu z
nas temu zaprzecza i skrywa swoje emocje pod maską obojętności. Dla tych
czytelników, którzy jednak z otwartością poszukują takich odczuć, powstają
romanse. Pisarka Sandi Lynn dobrze rozumiała to pragnienie i postanowiła wydać swoją debiutancką powieść pod tytułem Na zawsze. Już w ciągu kilku
tygodni historia sprzedała się w nakładzie 150 000 e-booków. Z czasem
zarówno tom pierwszy, jak i dwa kolejne doczekały się tradycyjnej wersji i
zawładnęły rubryką bestsellerów New York Timesa. Co pokochali czytelnicy? Ja
już wiem, a przynajmniej mam prawo przypuszczać.
Ellery jest utalentowaną malarką o trudnej przeszłości. Jako sześciolatka
straciła matkę, a w wieku osiemnastu lat osierocił ją ojciec. Z czasem godzi
się ze swoją stratą i rozpoczyna nowe życie. Mając dwadzieścia trzy lata, wierzy, że jej los zmierza w odpowiednim kierunku, ale wtedy porzuca ją chłopak
– Kyle. Załamana, po raz kolejny próbuje się pozbierać i wtedy na jej drodze
staje Connor Black. Mężczyzna jest odzwierciedleniem marzeń niemal każdej
kobiety – młody, seksowny i obrzydliwie bogaty. Ma jednak własne sekrety,
które wiążą się z jego przeszłością. Z czasem pomiędzy tą dwójką zaczyna rodzić
się nić sympatii, ale życie to nie bajka, przeszłość nigdy nie znika, a na
świecie są rzeczy, które potrafią zniszczyć nawet najbardziej namiętne uczucie.
W tej chwili nie przejmowałam się, że widzi mnie w takim stanie. Potrzebowałam
kogoś obok siebie, a on chciał być tym kimś.
Fabuła tej książki spodobała mi się od pierwszych stron. Wzięłam ją w dłonie, żeby
zapoznać się z początkiem, a odłożyłam po piętnastu rozdziałach. Myślę, że
autorka użyła sprawdzonego przepisu na urzekającą historię. Jest piękna, mądra
i doświadczona przez los kobieta oraz bogaty, przystojny mężczyzna. Ich drogi
splatają się, a przez to ci przeżywają wiele romantycznych chwil. Przyjemna,
niemal bajkowa opowieść o miłości. Nie przypomina wam trochę współczesnej
wersji Kopciuszka? W dodatku Sandi Lynn zaznacza, że życie potrafi być naprawdę
okropne. Cóż powiedzieć, aby nie zdradzić treści? Na zawsze wciąga, intryguje
i sprawia, że czytelnik sam chce się przekonać, czy zakończenie i żyli długo i
szczęśliwie w tym przypadku się sprawdzi.
Język jest prosty i przyjemny w odbiorze. Duży plus tej historii stanowią
ograniczenia opisów. Nie lubię czytać dziesięciostronicowego wywodu o kolorze
firanek. Dialogi, które tworzą znaczną część fabuły, są niekiedy bardzo zabawne, można
się trochę pośmiać, a to za sprawą bohaterki, która jest bardzo uparta,
uszczypliwa i czasami bezprecedensowa. Styl autorki nie przypadnie do gustu
tym, którzy oczekują literatury wysokich lotów, więc też nie należy oczekiwać
estetycznych i stylistycznych uniesień. Jednak
podczas czytania historia nie nuży i nie męczy. Ot, taka opowieść dla relaksu.
Spojrzałam mu w twarz. Oczy miałam pełne łez. Miał rację. Nigdy nie przyszło mi
przez myśl, że to, co robię, jest pewną formą samobójstwa. Wziął mnie za rękę,
poklepał po niej jeszcze raz, uśmiechnął się i odszedł.
Co ciekawe, książka działa na wyobraźnię, porywa do stworzonego świata,
sprawia, że czytelnik szuka w nim miejsca dla siebie. Mam wrażenie, że to
kwestia klimatu, który jest czarujący.
Konstrukcja i podział także przyczynia się do łatwego i przejrzystego odbioru książki.
Rozdziały są krótkie, więc strona za stroną przemijają bardzo szybko. Któż z
nas nie zna standardowego jeszcze jeden i idę spać?
Zaznaczę, że książka należy do nurtu New Adult, czyli Młodych
Dorosłych. Jest to w pewnym sensie kolejny etap po Young Adult. Co za tym
idzie… w historii pojawiają się sceny erotyczne, więc warto, aby rodzice
wiedzieli, że pozycja ta nie nadaje się dla nastolatek. Zdarzają się także
sformułowania i wypowiedzi uznawane za wulgarne. Występują w ilości bardzo
ograniczonej, jednak można się na nie natknąć. Czytelnik powinien mieć to
na względzie przed podjęciem decyzji o zapoznaniu się z treścią. Nie mówię o tym
w kontekście plusów ani minusów, tylko ściśle informacyjnie.
A teraz kilka rzeczy, które mnie denerwowały lub mi przeszkadzały. Zdaję sobie
sprawę, że czytałam romans, ale wydaję mi się, że relacja pomiędzy dwójką
bohaterów nieco zbyt szybko się rozwinęła. Osobiście jestem zwolenniczką
powolnego docierania się charakterów, a w przypadku tej pozycji z
początkowego cześć bardzo szybko autorka przeszła do jestem w tobie
zakochana i nie mogę myśleć o nikim innym.
Sprawia to, że w moim odczuciu książka jest trochę zbyt przesłodzona.
Mam tutaj na myśli wyłącznie relacje pomiędzy postaciami, bo każdy
czytelnik przekona się, że w innych aspektach życie ich nie oszczędzało.
Czasami skompresowanie książki do maksimum akcji nie jest dobrym zabiegiem.
Wolałabym przeczytać jeszcze jakieś 20-30 stron zapełniających wydarzenia
kluczowe. Muszę jednak zaznaczyć, że tyczy się to przede wszystkim pierwszej
połowy książki, bo druga ma znacznie lepszy wygląd. Jeśli chodzi o dialogi, są one w dużej mierze zabawne i rozczulające, a historie opowiadane przez Ellery
niezmiernie barwne, ale… niektóre po prostu nie pasują do klimatu, przez co
wypadają nienaturalnie. To samo dotyczy wybiórczych reakcji bohaterów. Jeśli dziewczyna
jest skrytą osobą, w takim razie dlaczego opowiada o swoim życiu niemal każdej
napotkanej osobie? Myślę, że Sandi Lynn nie dopracowała tych części powieści.
Są to takie elementy, które przeszkadzają, ale nie odbierają przyjemności z
czytania.
– I co, stała ci się jakaś krzywda?
– Nie – zmarszczył brwi. – Objęłaś mnie, zaczęłaś
głaskać mnie po piersiach i mówić do mnie: Peyton. Lekko mnie to podnieciło.
Podsumowując, Na zawsze jest książką, przy której można się odprężyć i miło
spędzić czas. Pozycję kierowałabym przede wszystkim do kobiet, chyba że są
mężczyźni lubujący się w romansach z uwzględnieniem każdego elementu, który
jest składową tego gatunku. Polubiłam głównych bohaterów i postacie poboczne.
Trudno, aby nie spodobała mi się historia o seksownym, bogatym mężczyźnie, okazującym
się człowiekiem o pięknym wnętrzu. Jeśli ktoś lubi połączenie bajki ze światem
realnym – będzie zadowolony. To nie jest literatura wysokich lotów, nikt nie
napisze o niej pracy dyplomowej, ale na jesienne, ponure wieczory z kubkiem gorącej czekolady jest naprawdę kuszącą ofertą.
Aktualnie poszukuję niezobowiązującej książki na weekendowy wieczór i po Twojej recenzji chyba już znalazłam odpowiednią. Mówisz "przesłodzona"? Mam wrażenie że większość romansów takich właśnie jest :)
OdpowiedzUsuńNew Adult rządzi się swoimi prawami, myślę, że sięgnę po nią w wolnej chwili ;) Spodziewałam się chłodniejszej oceny, a tu proszę ;)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu obracam się pomiędzy fantastyką, a sci-fi, więc była to miła odmiana. Zrelaksowałam się, a chyba niczego więcej nie oczekiwałam po zaledwie 288 stronach romansu ;) Stąd nie aż tak ostra opinia, jakiej można by się spodziewać. Czekam na wasze oceny. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń