źródło |
Jakiś czas temu na blogach książkowych pojawiła się informacja, że niebawem na rynek wychodzi pozycja, która ma wytyczyć nowe ramy rozrywki. I faktycznie tak się stało. Dokładnie siódmego października, w tym samym dniu, na całym świecie do sprzedaży wypuszczono Endgame. Wielki multimedialny projekt, pierwsze zakrojone na tak szeroką skalę przedsięwzięcie. Chyba każdy choć trochę zainteresowany branżą wydawniczą o nim słyszał. Pytanie jednak brzmi: czy obietnica Jamesa Freya, który przez czytelników jest znany przede wszystkim z autobiograficznej relacji z odwyku pt. Milion małych kawałków, dotyczącej innowacyjności, została spełniona. A może skończyło się tylko na czczych obietnicach? Postawiłam tej historii wysoką poprzeczkę, miałam nadzieję, że trzymam w dłoniach najlepsze fantasy dwa tysiące czternastego roku. Jaka jest prawda? Przeczytałam, przeanalizowałam i… odpowiadam.
W Ziemię uderza seria meteorytów. Dla przeciętnych ludzi jest to szokujące i nietypowe wydarzenie, jednak są nieświadomi jego konsekwencji. Ale garstka z nich wie, co się stało. Nazywają siebie Graczami. Od zarania dziejów, z pokolenia na pokolenie, szkoli się ich do walki. Młodzi wojownicy mają stoczyć bitwę, w której zwycięzcą może być tylko jeden. Ważą się losy świata. Kiedy rozgrywka dobiegnie końca, nic nie będzie już takie samo. Meteoryty były znakiem zesłanym z nieba, zielonym światłem, przyzwoleniem, zgodą, wezwaniem. Rozpoczęło się Endgame. A Tamci patrzą…
Trudno jest pisać o tej książce, ponieważ trzeba wziąć pod uwagę zarówno cały projekt, jak i jego fragment, czyli po prostu historię. Zacznijmy zatem od samej idei, która składa się z kilku różnych elementów. Pierwszym z nich jest wersja papierowa, na stronach której zawarto różne zagadki, słowa klucze, a także odnośniki. Te natomiast odsyłają nas na witryny w postaci YouTube, mediów społecznościowych itd. Wszystko to sprowadza się do jednego celu: otwarcia skarbca z trzema milionami dolarów. Prawdziwych! Niemal na wyciągnięcie ręki. Wystarczy tylko dobrze rozwiązać zagadki, a do tego niezbędna jest właśnie książka. Pozwólcie zatem, że na początku omówię to, co z punktu widzenia osoby skoncentrowanej na powieści jest najistotniejsze.
– Jestem głodnym wędrowcem z innego świata. Pomóżcie mi, a zrobię wszystko, żeby pomóc wam, kiedy przyjdzie na to czas.
Ze skrzypnięciem otwierają się drzwi.
Potem kolejne.
– A uwierzcie mi, moi chrześcijańscy bracia i siostry, że przyjdzie.
Fabuła jest o tyle skomplikowana i złożona, że nie podejmę próby jej skrócenia, ponieważ nie chcę odbierać przyjemności potencjalnym czytelnikom. Historia wciąga od pierwszej strony. Bardzo spodobała mi się atmosfera tajemniczości. Zamieszczone w tej pozycji obrazki, fragmenty piosenek sprawiają, że ma się ochotę trochę nimi pobawić, pokombinować i zgadywać. Idea całej gry nie jest zdradzona od razu, jej sens i drugie dno poznajemy z czasem. Strona po stronie, kartka po kartce jesteśmy coraz bliżsi rozwiązania zagadki i powoduje to, że napięcie rośnie i trudno jest przestać czytać. Jak to mówią: nie wychodzi się ze spotkania przed deserem.
Jeśli chodzi o sposób narracji, ta prowadzona jest z punktu widzenia różnych postaci i skupia się w obrębie rozgrywki. Sens i całkowitą treść poznajemy po złożeniu kilku relacji poszczególnych zawodników, a wszystko przebiega stopniowo. Wielu ludzi przyrównuje ten pomysł do Igrzysk śmierci i właściwie mogę się w pewnym stopniu zgodzić z ich zdaniem. Mamy tutaj do czynienia z grupką młodych ludzi, których wiek nie może przekraczać dwudziestu lat i których zadaniem jest walczyć na śmierć i życie. Należy jednak wspomnieć, że koncepcja Jamesa Freya nie opiera się na ukazaniu zależności pomiędzy obywatelem a państwem. W przypadku Endgame areną jest cała Ziemia, a obserwatorami tajemnicze istoty pochodzące z gwiazd. Jeśli jednak ktoś obawia się, że dostanie po prostu przerobioną historię Suzanne Collins, to zapewniam, że tak się nie stanie. Jest kilka podobieństw, ale na tym się kończy.
Swego czasu oglądałam serię o Starożytnych astronautach i niespodziewanie właśnie w tej książce odnalazłam wiele odniesień do tego programu. Być może nieświadomych albo wręcz przeciwnie – narzuconych przez autora. Nie wiem. Nie można odmówić Freyowi zaangażowania w projekt; jestem pełna podziwu dopracowania szczegółów historii różnych ludów i doniesień ze świata dotyczących niebywałych zjawisk. W Endgame odnajdujemy odwołania do legend, podróżujemy do różnych miejsc na Ziemi, które zwolennicy teorii o starożytnych kosmitach przywołują jako argumenty ich istnienia.
Co się tyczy bohaterów? Na pewno są urzekający. Jednych się lubi, innych nieco mniej, ale wszyscy, którzy odgrywają kluczową rolę, zapadają w pamięć. Jedyne, co mnie dziwi, to ich ogromna dojrzałość, ale kładę ją na barki ich wyszkolenia i poczucia odpowiedzialności. Jeśli taka konstrukcja charakteru była celowa – a sądzę, że tak – to jestem bardzo zadowolona z jej efektów. Któż z nas nie lubi czytać o silnych postaciach, walecznych ludziach, którzy potrafią zabić przeciwnika wykałaczką? Ja akceptuję takie usposobienia, bo zapoznając się z nimi, dobrze się bawię.
Coś o przesłaniu. W książce poruszone zostały uniwersalne tematy, takie jak miłość, wierność, przyjaźń, a przede wszystkim istota człowieczeństwa. Nie należy jednak sądzić, że jest to pozycja z nurtu myślicielskiego i że Frey będzie nam sprzedawał jakieś moralizatorskie złote myśli.
Jestem ogromną fanką scen walki, przez co wielu posądza mnie o ściśle męski gust czytelniczy (o ile w ogóle można mówić o rozróżnieniu gustów na damskie i męskie). Myślę, że autor poradził sobie z nimi dobrze. Użył plastycznego języka, wprowadził odpowiednie tempo, zabarwił je ciekawymi opisami. Tak czy siak, panowie powinni być zadowoleni.
Było kolorowo, a teraz będzie nieco mniej radośnie, bo zacznę się czepiać.
Jeśli chodzi o język, to muszę powiedzieć, że jest on wadą tej pozycji. W czym problem? Książka obfituje w zdania pojedyncze lub równoważniki, co lekko irytuje. Do tego pojawiają się takie sekwencje wyrazowe, a w szczególności zbiory liczbowe, które bardzo utrudniają czytanie. Poniżej podaję przykład:
Samolotem rzuca. Leci na wysokości 31 565 stóp. Dmucha z północy, północnego zachodu z prędkością 221 mil na godzinę. Zapala się czerwona kontrolka "zapiąć pasy". Turbulencje są na tyle silne, że 167 ze 176 pasażerów mocnej ściska podłokietniki, a 140 nerwowo spogląda na współtowarzyszy, szukając w ten sposób pociechy.
Zabieg ten został przez autora wyjaśniony. Jak wcześniej opisywałam, w książce ukryto klucz do rozwiązania zagadki i niemal każde słowo może okazać się ważne. Stąd pomysł na taką konstrukcję i stylistykę wypowiedzi. Rozumiem założenie Freya, ale jeśli mam opiniować Endgame wyłącznie w odniesieniu do pozycji książkowej, to nie mogę tego nie poruszyć. Niektóre wypowiedzi przez liczne użycie cyfr i znaków zakrawają na analfabetyzm i psują końcowy efekt. To po prostu dziwnie wygląda, męczy, drażni i naprawdę uważam, że można było uniknąć tak ogromnego nagromadzenia informacji, które są zbędne, mimo że rozumiem ich sens. Sięgając po tę pozycję każdy czytelnik powinien być w pełni świadomy, ze jest ona składową większej całości, w przeciwnym razie może być zaskoczony.
Podsumowując, mamy interesujący konspekt, dobrą fabułę, ciekawych bohaterów – wszystko to zawarte na ponad pięciuset stronach przeciętnego pod względem językowym fantasy. Całość podana w przepięknej, bardzo pasującej do treści oprawie, za którą grafikowi należą się gromkie brawa.
Nie mogłam się doczekać tej książki i chyba właśnie to mnie trochę zgubiło. Chciałam dostać zbyt wiele. Otrzymałam dawkę dobrej, ale nie ekstremalnie wybitnej rozrywki. Gdybym oceniała cały projekt, na pewno wyraziłabym dużo bardziej optymistyczną opinię. Uwielbiam tego typu przedsięwzięcia i cieszy mnie, że ktoś wpadł na pomysł, aby połączyć media społecznościowe z grami, zagadkami, książką i przede wszystkim – walką o nagrodę. Liczę, że przez to poziom czytelnictwa znacznie wzrośnie. Endgame. Wezwanie jako fragment całego projektu jest dobrą, a co najważniejsze – dopracowaną częścią, ale nie jestem pewna, czy jako odrębna, niepowiązana z niczym historia odniosłaby jakiś światowy sukces.
Ja uważam, że Endgame to rewelacyjna lektura i nie mogę się doczekać kontynuacji ;). Super bohaterowie, trudne zagadki i mnóstwo akcji... Świetna lektura.
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com