źródło |
Czasami ma się wszystko – pieniądze, rodzinę, szacunek... Tak, można powiedzieć, że jest to spełnienie marzeń. Jednak czasami okazuje się, że to tylko widma naszych pragnień. Są realne i obiecujące szczęście, ale tak naprawdę łudzą nas pozornym obrazem i sprawiają, że znajdujemy się w więzieniu własnych myśli. Anna Karenina – szanowana żona Aleksieja Karenina i siostra Sitwy – udaje się do swojej szwagierki, by przekonać ją, żeby wybaczyła zdradę swojego męża, który w gruncie rzeczy jest bardzo dobrym człowiekiem, tylko trochę się pogubił. Jej wdzięk osobisty i wrodzona empatia sprawiają, że Dolly może przebaczyć Sitwie. Atmosfera w domu Obłońskich znacznie się poprawia. Tym bardziej że zbliża się bal, gdzie po raz pierwszy gospodynią będzie Kitty – siostra Dolly. Uroczystość zapowiada się pięknie i nawet Karenina za namową młodej dziewczyny zgadza się w niej uczestniczyć. Nie lubi hucznych bali, gdzie większość gości przychodzi, by poplotkować, ale gdy spotyka hrabiego Wrońskiego, jej zdanie diametralnie się zmienia. Zaczyna się walka z namiętnością i obowiązkiem. Anna musi wybrać, co jest najważniejsze w jej życiu, i ile może poświęcić dla miłości. Czy Karenina wybierze obowiązki czy może szczerą, ale zakazaną miłość?
Tytuł: Anna Karenina
Reżyser: Joe Wright
O Annie Kareninie usłyszałam dokładnie w 2012 roku, kiedy czekając w kinie na film, obejrzałam jej zwiastun. Od początku mnie zauroczył i sprawił, że zapragnęłam obejrzeć cały obraz. Nie jestem fanką filmów i rzadko zwiastuny sprawiają, że chcę obejrzeć daną produkcję. Nie pamiętam już nawet, na jakim dziele wtedy byłam, ale pamiętam, jak duże wrażenie zrobił na mnie ten mały urywek Anny Kareniny na dużym ekranie. Wtedy nie zdawałam sobie nawet sprawy, że jest to ekranizacja oparta na powieści Lwa Tołstoja. Dowiedziałam się tego dopiero od mamy i wtedy postanowiłam przeczytać książkę. Szybko ją zdobyłam i zaczęłam czytać. Doszłam do połowy i z jakichś powodów musiałam ją przerwać. Do dzisiaj nie wróciłam do niej, ale przypadkiem miałam okazję obejrzeć film. Stwierdziłam: Ile czasu można czekać?. Powieść i tak zacznę czytać od początku. Warto było go obejrzeć? Muszę przyznać, że zwiastun robi o wiele lepsze wrażenie niż całokształt.
Od razu przyciągnęło moją uwagę, że cała opowieść dzieje się w teatrze, tak jakby była to sztuka teatralna nagrana z rożnych perspektyw. Na początku miałam mieszane odczucia co do tego. Nie mogłam się skupić na poszczególnych scenach i poczuć tego klimatu dziewiętnastowiecznej Rosji. Z czasem przyzwyczaiłam się i stwierdziłam nawet, że jest to bardzo oryginalny i ciekawy pomysł, który ubarwił całą historię. Również w wielu scenach dało się zauważyć bardzo dokładną charakterystykę tamtych czasów i kultury. Piękne stroje, które były wzorowane na ówczesnej modzie oraz różnorodne zwyczaje sprawiły, że przeniosłam się w ten wiek i pogłębiłam swoją wiedzę na jego temat.
Niestety fabuła bardzo mnie zawiodła. I nie mam tutaj na myśli historii wymyślonej przez Lwa Tołstoja, która urzekła mnie od pierwszych stron, tylko jej przedstawienia w tym konkretnym filmie. Gdybym nie znała głównych bohaterów i wątków z nimi związanych, nie byłabym w stanie ich zrozumieć. Wszystko było takie chaotyczne i wzięte nie wiadomo skąd, że z trudnością rozszyfrowałam fabułę. Ze względu na znajomość książki rozumiałam początek, ale już koniec stanowił wielki zamęt. Nie pojmuję, dlaczego akurat takich wyborów dokonała Anna Karenina. Tym bardziej że wiele ważnych problemów i przemyśleń bohaterów zostało pominiętych. Powieść jest bardzo refleksyjna i rozstrzyga na pozór nieistotne problemy, dając wiele tematów do przemyśleń. Natomiast ekranizacja stała się zwykłym romansem, który nie wyróżnia się niczym na tle innych. W dodatku liczne sceny okazywały się bardzo nudne i nie zachęcały do zapoznania się z dalszą fabułą.
Muszę też przyznać, że moją uwagę przyciągnęła aktorka, która już od dawna należy do moich ulubionych. Jej rola Elizabeth w Piratach z Karaibów sprawiła, że mam do niej pewnego rodzaju sentyment. Moim zdaniem bardzo dobrze tam zagrała, a tutaj... No cóż, nie jestem w stanie powiedzieć, że to jest dla niej idealna rola. Oprócz urody, która została bardzo podkreślona w Annie Kareninie, niczym specjalnie nie wyróżniła się. Może to wynikać ze scenariusza, nie z jej gry aktorskiej, ale nie zmienia faktu, że nie zachwyciła mnie. Co do gry innych aktorów nie mam zastrzeżeń, ale też nikt nie przykuł mojej uwagi. Choć nie... Jest pewna postać, która bardzo przypadła mi do gustu. A jest to Lewin, który spodobał mi się jako postać fikcyjna, ale również jako aktor. Tak, dla niego warto obejrzeć ten film.
Gdyby nie fakt, że bardzo dużo spodziewałam się po ostatniej ekranizacji Anny Kareniny, film byłby naprawdę przyjemny, ale ja miałam wygórowane wymagania wobec niego, co sprawiło, że bardzo się zawiodłam. Spodziewałam się czegoś niesamowitego i niepowtarzalnego, a otrzymałam zwykły romans, który spłycił fabułę oryginalnej powieści. Jeśli lubicie takie klimaty, zachęcam was do obejrzenia go, ale jeśli szukacie głębokich przesłań, to nie psujcie sobie zdania o Tołstoju (pod warunkiem, że jest dobre). Słyszałam opinie, że poprzednia ekranizacja jest o wiele lepsza. Mam zamiar niedługo to sprawdzić.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.