źródło |
Tytuł: Klucz niebios
Seria: Endgame
Autor: James Frey
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Pierwszy etap dobiegł końca. Klucz Ziemi został zdobyty. Przy życiu zostało tylko dziewięciu graczy. Każdy z nich szuka własnego sposobu, aby wygrać. Jedni nawiązują sojusze, inni zaczynają współpracować z rządem. Na nic ten trud. W tej grze nie ma reguł. Liczy się tylko zwycięstwo. Zdarzenie zostało zapoczątkowane. Kto przegra, a kto okaże się najlepszym z Graczy? Nadchodzi koniec. A zegar tyka…
Byłam bardzo mile zaskoczona tą pozycją. Podobała mi się dużo bardziej od pierwszej części. W Wezwaniu była akcja, emocje i wiele zaskoczeń, ale w Kluczu Niebios wszystko jest podwojone albo nawet potrojone. Historia pędzi jak szalona, napięcie wzrasta ze strony na stronę, a niemal za każdym rogiem czai się jakieś niebezpieczeństwo.
Liczba bohaterów w wyniku wydarzeń z poprzedniego tomu znacznie się zmniejszyła i wyszło to na dobre konstrukcji charakterów. Czytelnik może bliżej poznać Graczy, więcej się o niech dowiedzieć i wreszcie wybrać faworytów. W końcu dystans między nimi zostaje trochę zmniejszony, powoli nawiązują się relacje. (Osobiście kibicuję Aisling, bo od zawsze miałam słabość do buntowniczek). Mam jednak wrażenie, że właśnie na tym aspekcie autorzy powinni się bardziej skupić. Emocjonalne przywiązanie do bohaterów nie jest na tyle mocne, na ile mogłoby być. To znaczy czytelnik śledzi ich losy z zainteresowaniem, ale kiedy któryś z nich ginie, to nie wyrywa sobie włosów z głowy. A powinien!
Za co ta książka dostała ode mnie ogromny plus? Uwielbiam całe zaplecze wydarzeń. Ujęły mnie legendy, przypowieści plemion, mity, artefakty. Ta nuta tajemniczości, która równocześnie daje poczucie dopracowania szczegółów. Mówię głośne TAK dla autorów.
Socjopaci potrafią być zabawni.
Zawsze są tacy zdziwieni, kiedy umierają.
Zawsze są tacy zdziwieni, kiedy umierają.
No ogromną uwagę zasługują elementy dodatkowe w historii. Endgame – a mam tu na myśli zarówno pierwszy jak i drugi tom – to nie tylko czysty tekst. Na fabułę składają się też zagadki w postaci rysunków, grafiki, symboli itd. Nie spotkałam się nigdy wcześniej z podobnym pomysłem, więc bardzo doceniam połączenie książki z grą i mediami społecznościowymi. Na pewno sprzyja to popularyzacji czytelnictwa. Znam osoby, które nie czytają zbyt wiele, ale kupiły te książki właśnie, aby spróbować rozwiązać wspomniane zagadki i zawalczyć o prawdziwe, namacalne nagrody.
Lubię, kiedy książka niesie za sobą jakieś przesłanie. Cieszy mnie, że w tej części poruszono także pewne zagadnienia moralne. Jak ludzie zachowaliby się wobec globalnego zagrożenia? Czy przetrwałyby najważniejsze wartości ludzkości? Jak objawiłby się nasz instynkt przetrwania i jakie miałoby to dla nas skutki? Sądzę, że seria Endgame pełni w dużej mierze funkcję rozrywkową, dlatego tak wiele w niej akcji, a tak mało zadumy bohaterów. Jednak spodobało mi się, że autorom udało się przemycić jakieś drugie dno, głębszy sens. To zawsze jest w cenie.
Teraz trochę lizusostwa, ale pochwała będzie jak najbardziej zasłużona. Chcę docenić wydawnictwo za naprawdę solidne i dopracowane wydanie. Mam pokaźną liczbę książek od Sine Qua Non i jeszcze nigdy nie zawiodłam się na doborze papieru czy składzie. Często, opisując książki, nie zwraca się na to uwagi i jest to wielkim błędem. Spróbujcie przeczytać kilkaset stron wydrukowanych na drukarskim papierze. Ślepota gwarantowana. A tutaj praca była utrudniona, ponieważ szata graficzna też musiała być przejrzysta.
Druga sprawa: okładka (wiem, wiem, oryginalna, ale i tak o niej wspomnę). Pierwszy tom wyglądał magicznie, mogłam się czepiać treści, ale forma książki wyglądającej jak złota bryła po prostu mnie urzekła. Druga część wygląda równie świetnie – krwistoczerwona. Od razu rzuca się w oczy. Naprawdę widać, że nie była robiona po macoszemu.
Żyjcie, umierajcie, kradnijcie, kochajcie,
nienawidźcie, zdradzajcie, mścijcie się. Co tylko chcecie. Endgame jest
zagadką życia, powodem śmierci. Grajcie. Co ma być to będzie.
I teraz niespodzianka. Recenzując Wezwanie, przyczepiłam się do stylu autorów, konstrukcji składniowej (która była wymuszona przez konieczność ukrycia zagadek, ale to nie zmieniało mojej opinii, że szału nie było). Nie wiem, czy mięknę na starość, czy autorzy po prostu popracowali nad tym elementem, ale czytało mi się zadziwiająco dobrze. Zastanawiam się, co bardziej mnie zszokowało: niczym niezachwiana przyjemność z czytania czy zakończenie.
O skoro już mowa o zakończeniu, powiem tylko: miazga. Jedno z takich, po którym sprawdzasz, kiedy wychodzi kolejny tom. A później pijesz melisę, bo jesteś wściekły, że musisz tyle czekać.
Rzadko się zdarza, żeby któremuś pisarzowi udało się pokonać fatum drugiego tomu. A w tym przypadku tak właśnie jest. Klucz niebios to nie tylko dobra książka, ale przede wszystkim świetna kontynuacja. Jest w niej wszystko, co doceniają współcześni czytelnicy: trochę fantastyki przy równoczesnym realizmie, thriller i akcja. Całość dopełnia kompletnie skonstruowany świat, ogromne zaplecze mityczne i ciekawi bohaterowie. A do tego niezapomniane emocje. Istna jazda bez trzymanki. Polecam wszystkim, bez względu na płeć, stan cywilny, ulubiony kolor. Dopadnijcie Klucz niebios, rozwiążcie zagadkę (i wróćcie podzielić się nagrodą).
Uwielbiam obie książki, jednak zdecydowanie bardziej do gusty przypadło mi "Endgame".
OdpowiedzUsuń