źródło |
Michał Larek z dwumiesięcznika "Czas Kultury" tak pisze o tej powieści:
Rzeczywiście, wszystko zaczęło się od spowiedzi, w trakcie której wyszła na jaw zbrodnia sprzed kilkudziesięciu lat. Zaraz potem giną kolejni ludzie. Krwawy debiut Tomasza Mackiewicza dowodzi jednak, że przeszłości nie da się wymazać. Świetna książka.
A oto kolejny fragment książki Tomasza Mackiewicza Spowiedź, nad którą objęliśmy patronat medialny.
Zaczytajcie się weekendowo! :)
***
Olga Wagner od razu po wyjściu z komendy wróciła do Ogrodów i skierowała się w stronę ulicy Brzozowej, gdzie mieszkał Artur Leśniewski, świadek zabójstwa i na dobrą sprawę jedyny trop, jaki miała. Nietrudno było ustalić nazwisko i adres znanego w okolicy adwokata. Obawiała się natomiast, że wyciągnięcie od jego syna jakichś przydatnych informacji może się okazać znacznie trudniejsze.
Dziesięć minut później stała już przed furtką przedwojennej willi. Z tego, co udało się jej dowiedzieć, Adam Leśniewski, ojciec Artura, rozwiódł się z żoną wiele lat temu. Mieszkała teraz za granicą, a syn wybrał ojca. A może wybrał po prostu dużą rodzinną posiadłość, do której był z pewnością przywiązany? Tak czy inaczej, zamierzał kontynuować rodzinną tradycję i podobnie jak ojciec skończył prawo.
Wystarczyło spojrzeć na dom i ogród, żeby stwierdzić, że Leśniewskim nieźle się powodziło. Dwupiętrowa willa była odnowiona, po jej lewej stronie rzucała się w oczy okazała oranżeria, a przed dobudowanym już po wojnie garażem stało czarne bmw. Ktoś więc musiał być w środku.
Furtka do posiadłości była uchylona, weszła więc bez dzwonienia, układając sobie w głowie pytania, które chciała zadać Leśniewskiemu. Na podwórku nie dostrzegła na szczęście żadnych psów. Podeszła do drzwi i zapukała. Po chwili otworzył jej starszy, elegancki, niezwykle szczupły mężczyzna. W pierwszej chwili wydawał się zdziwiony widokiem nieznajomej młodej kobiety, po chwili jednak jakby coś sobie przypomniał i uchylił szerzej drzwi.
— Ach, to pani… — stwierdził cicho, wpuszczając ją do środka.
— Nie przeszkadzam? — spytała, chociaż jeszcze przed wyjazdem z Warszawy zapowiedziała telefonicznie swoją wizytę, przezornie przedstawiając się jako krewna obu zmarłych kobiet. Wolała nie ryzykować, że Leśniewski rzuci słuchawką. Z pewnością nie życzyłby sobie rozmowy z kimś nieznajomym o, bądź co bądź, traumatycznym przeżyciu. Rodzinie Krajewskiej z oczywistych względów trudniej było odmówić.
Leśniewski kurtuazyjnie zaprzeczył i zaprosił ją do salonu. Zanim zdążyła podziękować za gościnność, wyraził swoje najszczersze kondolencje i zapewnił, że Artur niedługo do niej zejdzie.
— Wyobrażam sobie, jakie to musi być dla pani trudne. Znałem pani chrzestną ze starych czasów, była wspaniałą kobietą.
— Tak, to prawda — odpowiedziała Olga.
Zastanawiała się, czy nie przesadziła, anonsując się jako chrześnica Krajewskiej. Zawsze czuła się głupio, kiedy komuś było jej żal. Czy naprawdę jej współczuł? Wydawał się raczej zmieszany. Jej wytarte dżinsy nie bardzo pasowały do eleganckich wnętrz willi. W środku wszystko urządzono ze smakiem. Secesyjne meble i obrazy na ścianach nie były podróbkami wyprodukowanymi dla nowobogackich wielbicieli tandetnego przepychu i pamiętały jeszcze czasy przedwojenne.
— Podać pani coś do picia? — przerwał niezręczną ciszę Leśniewski.
— Poproszę wodę — odpowiedziała. Tak naprawdę najchętniej napiłaby się wina. Kac zaczynał poważnie dawać się jej we znaki mimo sporej dawki panadolu.
Mężczyzna wstał, ale odwrócił się jeszcze w jej stronę, z wyraźnym zakłopotaniem.
— Chciałbym o coś prosić. Rozumiem, że zależy pani na poznaniu prawdy o tym, co się wydarzyło, ale syn mocno to przeżył. W końcu gdyby ten szaleniec nie postanowił ze sobą skończyć, Artura pewnie już by wśród nas nie było. — Zamilkł na chwilę i dodał: — Chciałbym, żeby o tym jak najszybciej zapomniał. Ciągle jest roztrzęsiony, a ma na głowie kancelarię. Chociaż, jak mawiał mój ojciec, nie światłem, tylko ogniem kształtuje się charakter. Takie rzeczy hartują, prawda?
Olga z trudem opanowała śmiech i skwapliwie potwierdziła. To wystarczyło, żeby uspokoić adwokata.
— W takim razie zaraz przyniosę wodę i już zostawiam was samych.
Po chwili Olga usłyszała skrzypienie drewnianych schodów i do pokoju wszedł Artur. Miał krótko przystrzyżone, szpakowate włosy, wąskie usta i nosił okulary, zza których wyglądały nieco zaniepokojone ciemne oczy. Na pierwszy rzut oka był doskonałą kopią swojego ojca. Mówił, poruszał się i zachowywał niemal identycznie. O ile u sędziwego adwokata było to jak najbardziej naturalne, o tyle w przypadku trzydziestolatka raziło pretensjonalnością. "Jakby jeden kij połknął, a drugi wsadzili mu w tyłek — podsumowała go w myślach. — Oby mnie nie kojarzył". Byli w podobnym wieku i chociaż nie chodzili do tej samej klasy, prawdopodobnie za dawnych czasów mijali się na szkolnych korytarzach.
— Artur — przedstawił się.
— Olga. — Uścisnęła chudą zimną dłoń.
Usiadł i lustrował ją wzrokiem. Duże zielone oczy, ładnie zarysowane usta, zgrabny nos. Miała w sobie wiele uroku, chociaż wyglądała na zmęczoną i niewyspaną.
Odniósł wrażenie, że była speszona, chociaż wyraźnie starała się to ukryć. Nerwowo obracała w dłoni szklankę z wodą. Nie miał ochoty na tę rozmowę, ale jeszcze bardziej nie lubił spierać się z ojcem, który był w tej sprawie nieugięty. Porozmawiasz z nią, tak będzie lepiej — powiedział po tym, jak zadzwoniła umówić się na spotkanie. — Dobrze ci to zrobi, zachowuj się jak mężczyzna.
Olga postanowiła odpuścić sobie urabianie go i od razu po przywitaniu przeszła do rzeczy. Wyjęła z torby pognieciony numer "Faktu" i otworzyła gazetę na rozkładówce poświęconej "mordercy w sutannie".
— Dlatego tu jestem. Nie mogę pozwolić, żeby o kobiecie, która trzymała mnie do chrztu, ktoś pisał takie rzeczy.
Zmrużył oczy i zaczął czytać. Trwało to dłuższą chwilę i Olga zaczynała powoli tracić cierpliwość. Jego powolność działała jej na nerwy, dlatego uznała, że nie zaszkodzi trochę go przycisnąć.
— Jak pewnie wiesz, znali się bardzo dobrze, jednak nie wierzę, że mieli romans. Ciotka miała swoje wady, ale to…? Dać się uwieść księdzu? W wieku sześćdziesięciu czterech lat? W tym szmatławcu mogą sobie pisać, co chcą, ale nie sądzę, żeby Czarnecki zabił ją z zazdrości, a tym bardziej ot tak, bez żadnej przyczyny. Nawet jeśli trzymali się za rączki i razem modlili do Bozi, a potem nagle przestali, to i tak nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Dlatego muszę się dowiedzieć, jak do tego doszło, rozumiesz?
— Policja… — próbował wtrącić.
— Policja już swoje ustaliła. Ich nie obchodzi powód, ważne, że mają te cholerne odciski palców i nagranie z kamery. Ale ty to wszystko widziałeś, byłeś przecież na miejscu. Czy Czarnecki coś powiedział? Tak bez słowa strzelił sobie w głowę? Zrozum, że nie mam innego tropu, a muszę po-znać prawdę.
— Wiesz już wszystko z gazet — próbował się wykręcić.
Nic to nie dało, była nieustępliwa.
— Chcę to usłyszeć od ciebie, każdy szczegół, tak jak zapamiętałeś. Nie prosiłabym, gdyby to nie było konieczne.
Wystarczyło spojrzeć na dom i ogród, żeby stwierdzić, że Leśniewskim nieźle się powodziło. Dwupiętrowa willa była odnowiona, po jej lewej stronie rzucała się w oczy okazała oranżeria, a przed dobudowanym już po wojnie garażem stało czarne bmw. Ktoś więc musiał być w środku.
Furtka do posiadłości była uchylona, weszła więc bez dzwonienia, układając sobie w głowie pytania, które chciała zadać Leśniewskiemu. Na podwórku nie dostrzegła na szczęście żadnych psów. Podeszła do drzwi i zapukała. Po chwili otworzył jej starszy, elegancki, niezwykle szczupły mężczyzna. W pierwszej chwili wydawał się zdziwiony widokiem nieznajomej młodej kobiety, po chwili jednak jakby coś sobie przypomniał i uchylił szerzej drzwi.
— Ach, to pani… — stwierdził cicho, wpuszczając ją do środka.
— Nie przeszkadzam? — spytała, chociaż jeszcze przed wyjazdem z Warszawy zapowiedziała telefonicznie swoją wizytę, przezornie przedstawiając się jako krewna obu zmarłych kobiet. Wolała nie ryzykować, że Leśniewski rzuci słuchawką. Z pewnością nie życzyłby sobie rozmowy z kimś nieznajomym o, bądź co bądź, traumatycznym przeżyciu. Rodzinie Krajewskiej z oczywistych względów trudniej było odmówić.
Leśniewski kurtuazyjnie zaprzeczył i zaprosił ją do salonu. Zanim zdążyła podziękować za gościnność, wyraził swoje najszczersze kondolencje i zapewnił, że Artur niedługo do niej zejdzie.
— Wyobrażam sobie, jakie to musi być dla pani trudne. Znałem pani chrzestną ze starych czasów, była wspaniałą kobietą.
— Tak, to prawda — odpowiedziała Olga.
Zastanawiała się, czy nie przesadziła, anonsując się jako chrześnica Krajewskiej. Zawsze czuła się głupio, kiedy komuś było jej żal. Czy naprawdę jej współczuł? Wydawał się raczej zmieszany. Jej wytarte dżinsy nie bardzo pasowały do eleganckich wnętrz willi. W środku wszystko urządzono ze smakiem. Secesyjne meble i obrazy na ścianach nie były podróbkami wyprodukowanymi dla nowobogackich wielbicieli tandetnego przepychu i pamiętały jeszcze czasy przedwojenne.
— Podać pani coś do picia? — przerwał niezręczną ciszę Leśniewski.
— Poproszę wodę — odpowiedziała. Tak naprawdę najchętniej napiłaby się wina. Kac zaczynał poważnie dawać się jej we znaki mimo sporej dawki panadolu.
Mężczyzna wstał, ale odwrócił się jeszcze w jej stronę, z wyraźnym zakłopotaniem.
— Chciałbym o coś prosić. Rozumiem, że zależy pani na poznaniu prawdy o tym, co się wydarzyło, ale syn mocno to przeżył. W końcu gdyby ten szaleniec nie postanowił ze sobą skończyć, Artura pewnie już by wśród nas nie było. — Zamilkł na chwilę i dodał: — Chciałbym, żeby o tym jak najszybciej zapomniał. Ciągle jest roztrzęsiony, a ma na głowie kancelarię. Chociaż, jak mawiał mój ojciec, nie światłem, tylko ogniem kształtuje się charakter. Takie rzeczy hartują, prawda?
Olga z trudem opanowała śmiech i skwapliwie potwierdziła. To wystarczyło, żeby uspokoić adwokata.
— W takim razie zaraz przyniosę wodę i już zostawiam was samych.
Po chwili Olga usłyszała skrzypienie drewnianych schodów i do pokoju wszedł Artur. Miał krótko przystrzyżone, szpakowate włosy, wąskie usta i nosił okulary, zza których wyglądały nieco zaniepokojone ciemne oczy. Na pierwszy rzut oka był doskonałą kopią swojego ojca. Mówił, poruszał się i zachowywał niemal identycznie. O ile u sędziwego adwokata było to jak najbardziej naturalne, o tyle w przypadku trzydziestolatka raziło pretensjonalnością. "Jakby jeden kij połknął, a drugi wsadzili mu w tyłek — podsumowała go w myślach. — Oby mnie nie kojarzył". Byli w podobnym wieku i chociaż nie chodzili do tej samej klasy, prawdopodobnie za dawnych czasów mijali się na szkolnych korytarzach.
— Artur — przedstawił się.
— Olga. — Uścisnęła chudą zimną dłoń.
Usiadł i lustrował ją wzrokiem. Duże zielone oczy, ładnie zarysowane usta, zgrabny nos. Miała w sobie wiele uroku, chociaż wyglądała na zmęczoną i niewyspaną.
Odniósł wrażenie, że była speszona, chociaż wyraźnie starała się to ukryć. Nerwowo obracała w dłoni szklankę z wodą. Nie miał ochoty na tę rozmowę, ale jeszcze bardziej nie lubił spierać się z ojcem, który był w tej sprawie nieugięty. Porozmawiasz z nią, tak będzie lepiej — powiedział po tym, jak zadzwoniła umówić się na spotkanie. — Dobrze ci to zrobi, zachowuj się jak mężczyzna.
Olga postanowiła odpuścić sobie urabianie go i od razu po przywitaniu przeszła do rzeczy. Wyjęła z torby pognieciony numer "Faktu" i otworzyła gazetę na rozkładówce poświęconej "mordercy w sutannie".
— Dlatego tu jestem. Nie mogę pozwolić, żeby o kobiecie, która trzymała mnie do chrztu, ktoś pisał takie rzeczy.
Zmrużył oczy i zaczął czytać. Trwało to dłuższą chwilę i Olga zaczynała powoli tracić cierpliwość. Jego powolność działała jej na nerwy, dlatego uznała, że nie zaszkodzi trochę go przycisnąć.
— Jak pewnie wiesz, znali się bardzo dobrze, jednak nie wierzę, że mieli romans. Ciotka miała swoje wady, ale to…? Dać się uwieść księdzu? W wieku sześćdziesięciu czterech lat? W tym szmatławcu mogą sobie pisać, co chcą, ale nie sądzę, żeby Czarnecki zabił ją z zazdrości, a tym bardziej ot tak, bez żadnej przyczyny. Nawet jeśli trzymali się za rączki i razem modlili do Bozi, a potem nagle przestali, to i tak nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Dlatego muszę się dowiedzieć, jak do tego doszło, rozumiesz?
— Policja… — próbował wtrącić.
— Policja już swoje ustaliła. Ich nie obchodzi powód, ważne, że mają te cholerne odciski palców i nagranie z kamery. Ale ty to wszystko widziałeś, byłeś przecież na miejscu. Czy Czarnecki coś powiedział? Tak bez słowa strzelił sobie w głowę? Zrozum, że nie mam innego tropu, a muszę po-znać prawdę.
— Wiesz już wszystko z gazet — próbował się wykręcić.
Nic to nie dało, była nieustępliwa.
— Chcę to usłyszeć od ciebie, każdy szczegół, tak jak zapamiętałeś. Nie prosiłabym, gdyby to nie było konieczne.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.