Strasznie boję się wysokości. Szczerym przerażeniem napawają mnie nawet wyższe schody. A do tego zimno. Tego też nie znoszę. Nie mam więc bladego pojęcia, czemu ktoś dobrowolnie miałby się pchać tam, gdzie jest wysoko, zimno i bardzo niebezpiecznie. A jednak ludzie to robią. Dlaczego? Oto jest pytanie!
źródło |
Tytuł: Everest. Na pewną śmierć
Autor: Beck Weathers
Wydawnictwo: Agora S.A.
Beck Weathers postanowił poskromić Everest. Razem z grupą ośmiu innych śmiałków w maju 1996 roku próbował zdobyć jedną z najniebezpieczniejszych gór. Była to wyjątkowo felerna wyprawa. Zginęli wszyscy… prawie. Na pewnej wysokości decyzja czy pomóc drugiej osobie nie jest taka oczywista. To najwyższy wyraz poświęcenia, bo niejednokrotnie oznacza śmierć również dla ratowników. Beck był w opłakanym stanie. Szerpowie, oceniając jego obrażenia, stwierdzili, że praktycznie jest już martwy i zostawili go na pastwę losu. On jakimś cudem dotarł do obozu, gdzie również nie spodziewano się szczęśliwego znaczenia. Nikt nie spodziewał się cudu, który się zdarzył. Beck przeżył! Był bez nosa, obu dłoni, za to z licznymi powikłaniami i... silnym postanowieniem zmiany. Właśnie o tym jest ta książka, o tym, jak człowiek skonfrontowany ze śmiercią potrafi odwrócić swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni.
To założenie jest zarówno mocną, jak i słabą stroną książki. Wszystko zależy od tego, czego po niej oczekujemy. Jeśli ktoś spodziewa się pozycji podobnej do Wszystko za Everest, będzie rozczarowany. Beck pisze przede wszystkim o emocjach, swoich wewnętrznych przeżyciach i refleksjach. Skupi się na tym, jak wyprawa na niego wpłynęła i nawet gdy opisuje jej przebieg, nie robi tego w sposób przesadnie szczegółowy. Książka podzielona została na cztery części. Tylko pierwsza z nich opisuje zdobywanie szczytu. Trzy kolejne koncentrują się na życiu Becka. Jest to dokładnie przygotowana biografia. Sam podział od drugiego do czwartego rozdziału był dla mnie niejasny. Ot, w pewnym momencie narracja się urywa i zaraz potem jest kontynuowana pod innym numerem.
Ciekawym zabiegiem było oddanie głosu innym osobom. Bardzo często wypowiada się żona Becka. Trzeba przyznać, że para wpuszcza nas w bardzo intymne obszary swojego nieidealnego związku. Niewiele kobiet publicznie potrafiłoby się przyznać, że myślało o rozwodzie. Może jest to rodzaj terapii albo oczyszczenia. W części poświęconej życiorysowi Becka (czyli jakieś ¾ książki) wypowiedzi jego żony, Peach, są najciekawsze. W pozostałych miejscach momentami wieje nudą.
Z kolei rozdział pierwszy płynnie łączy wątki biograficzne z wyprawą. Jeśli o mnie chodzi, wolałabym, żeby tak wyglądała cała książka. Historia opowiedziana została w sposób bardzo przystępny, a zarazem przejmujący. Pojawia się tu też sporo ciekawostek technicznych. Zabrakło jednak pewnego zdrowego subiektywizmu autora. Na siłę stara się on być bardzo obiektywny, unika wszelkich stwierdzeń oceniających, nigdy nie potępia zachowania innych ludzi, nawet tych... którzy zostawili go na śmierć. Całe szczęście jego żona już taka poprawna nie jest, co nadaje jej narracji smaku.
Ta książka dała mi dwie istotne refleksje. Po pierwsze, nie tylko nie przekonała mnie do wspinaczki górskiej, ale utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest to zupełnie pozbawione sensu. Po drugie, wyraźnie pokazała, że udane małżeństwo to właśnie taki Everest. By na niego wejść, trzeba mnóstwo przygotowań, pracy i silnej woli. A wytrwać są w stanie tylko najlepsi.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.