źródło |
Jest rok 1913. Pewna żydowska rodzina ucieka z ogarniętej porewolucyjnym szałem Rosji. Wśród nich jest mała Malka Treynovsky, której życie później potoczy się w najmniej spodziewany sposób, jakiego nikt się nawet nie spodziewał. Jest dziewczynką pełną radości, o niewyparzonym języku, która praktycznie nie cichnie. To ona namawia ojca, by zamiast do Afryki, popłynęli całą rodziną do Ameryki, w której życie będzie łatwe i przyjemne. Przecież to właśnie tam ulice są wysadzane złotem, z fontann płynie miód i mleko, a wszyscy mają pracę i żyją w przybytku.
Tytuł: Królowa Lodów z Orchard Street
Autor: Susan Jane Gilman
Wydawnictwo: Czarna Owca
Mama Malki nic o tym nie wie. Zanim wyjechali, prosiła córkę tylko o jedno: Nikomu nie pozwalaj tknąć swojego płaszczyka; gdy ktoś będzie chciał ci go zabrać, to zrób mu takie curie, jakiego jeszcze nie słyszał. W kurteczce, w ukrytej pod pachą kieszonce, były bowiem bilety do Afryki i wszelkie pieniądze, jakie im zostały...
Tuż po przybyciu do Ameryki okazuje się, że wcale nie jest tam tak cudownie, jak opowiadała maleńka Malka. Cała rodzina: ojciec, matka, Malka i jej dwie siostry Flora i Róża, mieszkają w małej klitce, w jednym pokoju, który udostępnił im krawiec. W zamian za to matka i ojciec mają dla niego pracować. Jednak jest to za mało, by mogli przetrwać. Dziewczynki są więc wysyłane do pracy w okolicy, a jeśli nie chcą tam pójść, grozi im, że nie dostaną nic do jedzenia następnego dnia.
Rodzinie się nie przelewa, nie mają zbyt dużo pieniędzy, ledwo starcza im na wyżywienie. Dzieci nie mają wyboru: albo będą pracować, albo będą zwijać się z głodu.
Pewnego dnia, kilka miesięcy po przybyciu do Nowego Jorku, Malka ulega groźnemu wypadkowi. Zostaje stratowana przez konia ciągnącego wózek z lodami pana Dinello. Jest ciężko okaleczona, niezdolna do dalszej pracy, dlatego zostaje porzucona. Wydaje się, że zostanie już sierotą.
Jednak opanowany wyrzutami sumienia pan Dinello przygarnia ją mimo sprzeciwów swojej rodziny i postanawia się nią opiekować. Dostaje ona ultimatum – jeśli chce żyć z nimi, nie może być bezczynna. Musi na to zapracować. Tak też, zmuszana do pracy, mimo poważnego okaleczenia i surowego wychowania, uczy się zaradności i sprytu. A także fachu, który praktykuje cała rodzina Dinello. Tworzenia lodów. A w nich zakochała się już wtedy, gdy pierwszy raz spróbowała ich pośród brudu ulicy i wszechogarniającego bólu, głodu i smrodu, z maleńkiej, białej filiżaneczki.
Malka nie jest piękna, tak jak inne dziewczyny. W domu jej przybrany brat strasznie jej dokucza, do tego żaden chłopak nie patrzy na nią przychylnie. Dlatego też państwo Dinello wysyłają ją na studia. Wątpią, że ktoś ją zechce. Jest ona wyjątkowo inteligentna i szybko się przystosowuje do nowych warunków. Tam poznaje wyjątkowo przystojnego mężczyznę, Alberta, i zakochuje się w nim bez pamięci. I to z wzajemnością, czego się nie spodziewała i o czym długo marzyła.
Wkrótce oboje wyruszają w podróż po Ameryce. Nie jest im łatwo, bieda doskwiera im każdego dnia, a trawiący kraj kryzys wcale nie pomaga. Jednak nie poddają się. Uczą się jak przetrwać w czasach porachunków gangów, prohibicji i wojny między państwami. To wszystko czyni z Malki silną, młodą, niezależną kobietę, która dobrze wie, jak sobie poradzić w życiu oraz czego pragnie.
Nie daje ona sobie w kaszę dmuchać, walczy o to, czego chce. Nic jej od tego nie odwiedzie. To ona już niedługo przemieni się w Lillian Dunkle, nieugiętą bizneswoman, stojącą na czele ogromnego, lodowego imperium, które sama wraz z ukochanym zbudowała. I nikomu nie pozwoli go tknąć, nieważne kim ta osoba dla niej jest.
Charakter Lilian (Malki) wydaje się tak mocny, że nikt nie potrafi go przebić. Mimo że została okaleczona, a wszyscy uznawali ją za kalekę, bardzo często nic niewartą, nigdy się nie poddała. Walczyła o swoje, nikt nie mógł jej przeszkodzić w osiągnięciu celu, o którym marzyła. Jej niewiarygodna siła, wiara i moc nieraz sprawiały, że wpatrywałam się w jej słowa ze zdumieniem i ogromnym podziwem. Mało kto potrafi odnaleźć w sobie ten potencjał i władczość, której nauczyło ją życie. Każdy, kto zadarł z Malką, wkrótce przekonywał się, jak duży błąd popełnił. Nic i nikt nie mogło jej pokonać. Nigdy by na to nie pozwoliła.
Dlatego też połączenie jej ze spokojnym, jąkającym się Albertem było dla mnie momentami po prostu absurdalne! Kobieta o tak ostrym temperamencie, która dobrze wie, czego chce, osoba o pancerzu tak twardym, że przebić go nie było łatwo i nigdy nie udało się to do końca, i mężczyzna ciągle żyjący w strachu, skryty w sobie, do głębi serca bardzo zraniony, który nie potrafi się nawet dobrze wysłowić, gdyż jąka się strasznie, bez większych ambicji i pragnień. To się tak bardzo kłóci, że aż prosi się o to, by nie było prawdą. Jednak tak właśnie działa miłość. Miłość, która w ich przypadku była wyjątkowo mocna i przepełniała ich na wskroś, niszcząc tak ogromną przepaść między ich charakterami.
Albert dla Lilliany stał się tak samo ważny, jak rozwijająca się firma lodziarska.
Ale czy ważniejszy?
Może.
Cała historia, opowiedziana z pierwszej osoby przez samą Lillian, okraszona humorem, werwą, śmiałością, wciąga niesamowicie! Pomysłowość głównej bohaterki, kreatywność, niezwykły, choć z lekka zadziwiający humor, połączenie lodów i życia w Ameryce jest czymś cudownym. Nawet wtedy, gdy historia toczy się całkowicie inaczej, niż się spodziewaliśmy. Sprawia ona, że nie tylko chcielibyśmy poznać tę niezwykłą kobietę i zobaczyć, czy naprawdę taka jest, ale także spróbować tych pyszności, które wychodziły spod jej ręki i umysłu.
Czytając tę naprawdę wyjątkową książkę, od samego początku do końca ma się wrażenie, że jest ona autobiografią. Dlaczego? Bo główna bohaterka i inne postaci zostały wykreowane tak dobrze, że trudno jest uwierzyć, że one tak naprawdę nie istniały. Gdybym nie wiedziała, że to wszystko powstało w głowie Susan Jane Gilman, to nigdy bym nie uwierzyła, że Lillian nie istniała. Do tego jeszcze ogromna ilość informacji na temat przemysłu lodowego, opisane w szczegółach, jakie mało kto zna, jest na to dowodem! Naprawdę, Susan włożyła w tę książkę tyle pracy, czasu i pasji, że ominięcie jej byłoby największą krzywdą, jaką człowiek może sobie wyrządzić.
Jest to powieść, którą każdy powinien przeczytać. Bo pokazuje ona nie tylko początki przemysłu lodowego, pierwsze sposoby tworzenia lodów, ale także to, jaki był Nowy Jork w czasach tak dla nas odległych. Wydaje się nam, że w Ameryce zawsze było tak dobrze, wspaniale, że każdy żył w przepychu, szczęściu i nie umierał z głodu, tak jak w innych krajach. Nawet nie spodziewalibyśmy się, że w tamtych czasach życie potrafiło być tak okrutne i bolesne, o czym świadczy historia Malki.
To właśnie życie uczyniło z niej co prawda zaradną i sprytną kobietę, ale także bezwzględną, o sercu twardym jak skała, która nikogo do siebie nie dopuszczała. Nawet własnego syna nie potrafiła tak naprawdę pokochać. Życie sprawiło, że postanowiła walczyć o swoje, po części gubiąc siebie.
Książka ta daje do myślenia. Mimo że pisana jest z humorem, werwą, pasją, śmiałością, a także pewną dozą wyzwania, można odczytać w niej pewną gorycz, smutek, ból, jaki skrywa w sobie Malka.
Jestem pewna, że wiele z was zakocha się w tej książce tak samo jak ja. I jestem pewna, że Malka, mimo iż tak niedostępna, stanie się waszą przyjaciółką, tak jak stała się moją. Jej historia zawładnie waszym sercem i na długo pozostanie w waszej pamięci.
Niech żyją lody!
Rewelacyjna historia, którą bardzo miło wspominam.
OdpowiedzUsuń