źródło |
Chyba każda nastolatka marzy o tym, by
spotkać księcia, który oczaruje ją swoim wdziękiem i dobrym sercem, a do tego
będzie zabójczo przystojny i bogaty. Każda, przynajmniej tak mi się wydaje, ma
świadomość tego, że to marzenie ściętej głowy. Jak się okazuje – nie dla
wszystkich, a z pewnością nie dla Suzanny, bohaterki powieści Był sobie
książę....
Suzanna ma w życiu wszystko doskonale
zaplanowane. Pragnie szczęścia jak każdy człowiek. To szczęście ma jej
przynieść długo wyczekiwane małżeństwo z Adamem. Gdy po dwunastu latach jej
ukochany ma wrócić z wojny, Suzanna jest przekonana, że ich plany w końcu się
ziszczą. Niestety, zamiast kwiatów i upragnionego pierścionka otrzymuje słowa,
które łamią jej serce: Znalazłem właściwy pierścionek, ale niewłaściwą
dziewczynę. Bóg jednak szybko stawia na jej drodze kolejnego mężczyznę –
księcia Nathaniela. Przyjeżdża on do Ameryki, najprawdopodobniej na swoje
ostatnie wakacje w życiu, w niedługim czasie ma bowiem objąć tron i zostać królem.
Owe fakty mówią same za siebie. Król i cudzoziemka? To skandal! Jak więc
potoczą się ich losy?
Historia opisana przez Rachuel Hauck
przypomina swego rodzaju bajkę. Bajkę przedstawioną w życiowych realiach. Powieść
ta to jednak swoisty romans, jakich nie mało na rynku wydawniczym. Historia nie
wysuwa się przed szereg w swoim gatunku, mimo to zaszczepia w czytelniku ciepło
i pozytywną energię, po którą warto sięgnąć. Należałoby wspomnieć, że dla
autorki natchnieniem do napisania tejże książki był ślub księcia Williama z
Cathernie Middleton. Nie obyło się również bez podziękowania dla jej osoby – pisarka
na ostatniej karcie książki wyraża swoją wdzięczność za pobudzenie jej
inspiracji.
Postacie występujące w książce są barwne.
Zarówno Suzanna, jak i Nathaniel stanowią dobry przykład chrześcijan. Rachel
Hauck w tej opowieści położyła duży nacisk na religię, stworzyła bohaterów,
którzy są chrześcijanami z krwi i kości. Patrząc z tej perspektywy,
zdecydowanie można stwierdzić, iż powieść się wyróżnia. Jedynie osobom, którym
daleko do Boga, może to przeszkadzać. Dla mnie natomiast było to ciekawe
doświadczenie.
Był sobie książę… jest napisany
prostym, lekkim językiem. W sam raz na wieczorny relaks po ciężkim dniu. Choć
mój początek z tą książką nie był zbyt ciekawy, to w miarę szybko zmieniłam o
niej zdanie. Nie przeszkadzało mi to, że mogłam przewidzieć, co się stanie
dalej. Nie żałuję czasu poświęconego na tę lekturę, dała mi ona dużo ciepła i
spokoju, a oprócz tego pozwoliła przez chwilę pobyć w marzeniach o bajkowym
księciu.
Lektura ta przypadnie do gustu osobom,
które uwielbiają romanse. Mimo wszystko należy pamiętać, że pełno w niej religii.
Autorka to osoba wierząc, toteż część swojej wiary przeniosła do tego dzieła.
Pomimo przewidywalności historia ma w sobie co, co sprawia, że chce się ją
czytać. Pozostawia po sobie uśmiech na twarzy i ciepło na sercu.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.