źródło |
Można powiedzieć, że słońce jest często wielką
żółtą pigułką od niebiańskich psychiatrów, która rozpędza smutek i
wytwarza różowy nastrój. (...) Słońce jest
także żółtym ręcznikiem frotte, który nas samoczynnie wyciera do sucha.
Słońce również dostaje się nam do krwi, by ogrzać nasze serca, kiedy są
zimne jak psi nochal.
Co dzieje się, gdy czeski dziennikarz sportowy wpada w sidła choroby psychicznej, i tym samym staje się pisarzem?
Wtedy właśnie powstaje prawdziwe cudo – poruszające i absolutnie urzekające.
Jeśli polski czytelnik w ogóle ma jakiekolwiek pojęcie o czeskiej literaturze, poproszony o wymienienie paru tamtejszych pisarzy, prawdopodobnie odpowie:
- Hrabal, Kundera i... ten, no, jak on się nazywał? Ten od Szwejka.
A wierzcie, że panteon czeskich autorów jest znacznie bogatszy. A ten od Szwejka nazywał się Hašek.
W każdym razie raczej nie doczekamy się nazwiska urodzonego w 1930 roku dziennikarza, reportera i, co dla nas najważniejsze, pisarza.
Pracował w radio i redakcjach czasopism w działach sportowych, a w latach 60. zaczęły ukazywać się książki zawierające jego reportaże-opowiadania, w których podkreślał psychologiczne i moralne wartości rywalizacji sportowej.
Został nawet wysłany na zimowe igrzyska olimpijskie do Innsbrucku jako komentator. Gdy Ota usłyszał hałasy niemieckich kibiców wróciły traumatyczne wspomnienia wojenne. Psychika Pavla nie wytrzymała. Widywał diabła i podpalał domy. Zdiagnozowano schizofrenię i umieszczono go w szpitalu psychiatrycznym.
Fragment recenzji z portalu lubimyczytac.pl (źródło)
Tak oto dziennikarz stał się pisarzem, za co chciałoby się dziękować losowi; biorąc jednak pod uwagę okoliczności tejże przemiany, byłoby to tak samo niestosowne, jak i niedorzeczne.
Każdy, kto po książce spodziewa się wyłącznie tytułowych saren, rozpoczynając lekturę, może się zadziwić, spotka tam bowiem nie sarny, a ryby.
Pozna również mamusię i tatusia oraz rodzinę Proszków. Pierwszymi elementami książki, które przykuły moją uwagę, były właśnie te określenia. Dwa niepozorne zdrobnienia okazały się mieć ogromną siłę rażenia.
Było to rok temu, ale jestem pewna, że miałam łzy w oczach. Naprawdę. Przeczytajcie, a zrozumiecie.
Być może ktoś zapyta: co ciekawego może być w książce-wspomnieniu, z rybami, mamusią, która całe życie marzyła o podróży do Włoch, oraz tatusiem – genialnym akwizytorem firmy Elektrolux i miłośnikiem rybołówstwa – w roli głównej?
Nie wiem. Może nie o samą ciekawość tematu tu chodzi, a o atmosferę, język, lekko-ciężką rzeczywistość, nutę groteski, urzekającego kiczu, tragedii i komedii w jednym - czyli to, co dla czeskiej literatury jest tak charakterystyczne.
To NIE JEST książka o rybach. Jeżeli czytelnik tego nie widzi, nie rozumie i nie czuje, niech przeczyta Śmierć pięknych saren ponownie. W przypadku braku efektu zaleca się odłożenie książki raz na zawsze i niewydawanie na jej temat pochopnych, mylących opinii.
To książka-metafora. Książka-życie. Książka-pasja. Książka-antydepresant.
Książka o tym, że choćby nasz świat się walił, warto mieć coś, co nam ów świat podtrzyma.
Dziesiątki razy chciałem odebrać sobie życie, gdy już nie mogłem dłużej wytrzymać, ale nigdy tego nie zrobiłem. Pewnie w podświadomości pragnąłem jeszcze jeden raz pocałować usta rzeki i łowić srebrne ryby.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.