źródło |
Można się sprzeczać co do tytułu
najlepszego kryminału Agaty Christie. Napisała ich tyle, że niejeden
pisarz marzy o takim literackim dorobku, nie mówiąc już o sławie i
wiecznym uwielbieniu milionów czytelników na całym świecie. Przeczytałem
sporo książek pisarki, i już od dawna mam swój number one. Co prawda
nie traktuje ona o moim ulubionym detektywie prosto z Belgii, jednakże
uważam, że w książce I nie było już nikogo lub, jak ktoś woli starszy tytuł, Dziesięciu murzynków
Christie wspięła się na szczyt swoich możliwości, pokazując wszystkim,
jak kryminały należy pisać. Jeśli kiedykolwiek zapragniesz napisać
opowiadanie z ciekawą zagadką w tle, proszę, przeczytaj najpierw tę
powieść, dowiesz się z niej naprawdę dużo i wyciągniesz kilka
interesujących wniosków.
Od początku zaczyna się mrocznie i nietypowo. Grupa bliżej nieznanych sobie osób zostaje zaproszona na tajemniczą wyspę; gdy już dotrą na miejsce, które, na marginesie mówiąc, jest odizolowane od świata, odnajdują w domu wierszyk, jak to małe Murzyniątka giną jedno po drugim. Nagle z gramofonu wydobywa się oskarżycielski głos, mówiący do każdego z osobna, że czas zapłacić za dawne zbrodnie, za które goście nie odpowiedzieli przed sądem. I tutaj zaczyna się spektakl, który będzie trwał do samego końca książki.
Największym
plusem jest atmosfera. Niezwykle napięta, nerwowa i elektryzująca.
Świadomość osaczenia i niebezpieczeństwa towarzyszy nam ciągle przez
karty powieści, powodując nieraz gęsią skórkę na całym ciele. Czytelnik
wraz z bohaterami zaczyna poszukiwać mordercy, stara się rozwiązać
zagadkę i dojść do tego, kto jest mordercą. To, co Christie umiała robić
najlepiej, tutaj wykonuje z czystą perfekcją, bo zostajemy praktycznie
wciągnięci w jej świat domysłów, zbrodni doskonałych i zdziwaczałych
przestępców. Autorka wysyła nam nieme zaproszenie, na które nie sposób
odmówić. Można śmiało stwierdzić, że to właśnie ona spopularyzowała
literacki wątek samotnej wyspy, gdzieś na morzu, odciętej od świata, na
którą trafiają przypadkowi ludzie – istniały wtedy już takie motywy,
jednak to po opublikowaniu tego kryminału ten temat zdobył uwielbienie
rzeszy pisarzy, scenarzystów i reżyserów.
Jak
to zwykle bywa, pisarka prezentuje niebywale lekki styl i czytelny
język, co powoduje, że jej książkę czyta się niesamowicie szybko, a gdy
już ją skończymy, mamy do niej żal, że była taka krótka. Christie nie
jest mistrzynią w pisaniu wzniosłych metafor, ckliwych przemówień czy
rozległych opisów – i chwała jej za to! Jej powieści charakteryzują się
wnikliwą analizą zagadki, niekonwencjonalnymi rozwiązaniami, misterną
fabułą, utkaną z gęstej sieci plotek i domysłów, i oczywiście nie może
zabraknąć wyrazistych bohaterów, którzy sami nakręcają akcję i prowadzą
nas do przodu. W I nie było już nikogo akcja pędzi jak szalona,
tak naprawdę nie wiadomo kto, kiedy i jak zginie, każdy może być
potencjalną ofiarą lub wymyślnym zbrodniarzem, który domaga się
sprawiedliwości.
Jest
jedna wada, która daje o sobie znać dopiero na sam koniec. Zakończenie
jest ciut przewidywalne. Wprawny czytelnik kryminałów, doświadczony
detektyw, uczący się z książek, będzie umiał wytypować dwoje, troje
ludzi, którzy mogą być mordercami. I się nie pomylą, bo wraz z akcją
bohaterowie stają się coraz bardziej wyraziści, wychodzą na wierzch ich
prawdziwe natury i lęki, przez co łatwo zidentyfikować skruszonego
przestępcę i chorego psychicznie mordercę. Jedno z lepszych zakończeń w
karierze Christie jest to, które zaprezentowała w mojej pierwszej
książce tej autorki A.B.C, które było na tyle nieprzewidywalne i
zmyślne, że wątpię, by było sporo osób, które odgadły, o co chodzi. Na tle
innych powieści ta wypada blado pod względem zakończenia, ale nadrabia
samą fabułą i treścią, bo te są skonstruowane i napisane po
mistrzowsku.
Agata
Christie królową kryminału jest i nie zanosi się, by szybko abdykowała,
ba! będzie dzierżyła władzę jeszcze przez długi czas. Jej oryginalne
książki władają sercami milionów czytelników, tylko ona potrafiła pisać z
taką lekkością i zaciętością – jej umysł doskonale rozumiał morderców i
przestępców, a łatwość z jaką wymyślała kolejne zagadki i intrygi może
trochę przerażać. Nadal jestem pod wielkim wrażeniem jej kunsztu i
zabawy z czytelnikiem, bo to ona właśnie bawi się z nami, prezentując
kolejnych bohaterów i sceny zbrodni, które będziemy pamiętać na długo.
Mam tylko małą prośbę, gdy już otworzycie I nie było już nikogo,
za nic w świecie nie otwierajcie jej na ostatniej stronie – szkoda waszego rozczarowania, tylko się zniechęcicie do dalszej lektury.
Ach!
Uwierzycie, że ten kryminał został napisany w 1939 roku? Powstała nawet
gra o takim samym tytule, która wcale nie jest taka zła!
Zgadzam się w 100% - Królowa (kryminału) jest tylko jedna!! :D
OdpowiedzUsuńJa nie przepadam za Poirotem, to znaczy lubię go ale zdecydowanie bardziej wolę pannę Marple. Z ksiażek Chirstie uwielbiam "Morderstwo w Orient Expressie", "Morderstwo odbędzie się" "4.50 z Paddington" A jedyna książka, która mnie do tej pory rozczarowała to "Zabójstwo Rogera Ackroyda" bo od początku wiedziałam kto był mordercą, a w przypadku Christie zdarzyło mi się to pierwszy raz. " I nie było już nikogo" jeszcze przede mną mam nadzieję, że mi się spodoba i mam nadzieję, że nie zajrzę na koniec, bo zawsze tak robię ;)
OdpowiedzUsuń"I nie było już nikogo", to książka niepowtarzalna. Nigdy nie miałam w rękach nawet podobnej:)
OdpowiedzUsuń