NAJNOWSZE

czwartek, 25 września 2014

Historia pewnej rozmowy...

zdjęcie przesłane przez autorkę.
Danka Braun z synem na Targach Książki 2012.
fot. Grzegorz Łyko
Jest autorką trzech bestsellerów, nałogową książkoholiczką, matką dwóch synów oraz zapracowaną księgową. Ciągle jednak znajduje czas na pisanie nowych powieści, ponieważ sprawia jej to niesamowitą przyjemność. Sama przyznaje, że jest bardzo przywiązana do swoich bohaterów, dlatego nie potrafi się od nich oderwać i rodzina Orłowskich wciąż króluje pośród jej pisarskich wywodów. O kim mowa? Pewnie większość z was zna ją jako Dankę Braun, ale dzisiaj poznajcie Reginę Szajowską i znajdźcie chwilę, by zgłębić kawałek jej duszy, który odkryła przede mną.

Pani Regina urodziła się w Olkuszu, ale od wielu lat mieszka w Krakowie, gdzie ukończyła Wydział Prawa i Administracji na Uniwersytecie Jagiellońskim. W swoim życiu imała się różnych zajęć; pracowała między innymi w urzędzie skarbowym, Hucie im. Lenina, prowadziła również sklepy i opalała klientki w solarium. Często prasuje męskie koszule i oblicza podatki, ponieważ prowadzi z mężem biuro rachunkowe. Pomiędzy codziennymi zajęciami znajduje jednak czas na pisanie książek. 

Jej pierwsza powieść, Historia pewnego związku, rozpoczynająca sagę o rodzinie Orłowskich, została wydana w listopadzie 2012 roku. Druga część, Historia pewnej niewierności, miała premierę wiosną tego roku, a już w październiku ukaże się trzecia część zatytułowana Historia pewnego narzeczeństwa, którą Redakcja Essentia objęła patronatem medialnym.

Autorka od dziecka była niepoprawną książkoholiczką i do dziś nią pozostała. Uwielbia towarzyskie spotkania przy kieliszku wina, zimowe wieczory z książką przy kominku i długie spacery brzegiem morza. Nie cierpi gadających głów w telewizorze oraz reality show, i zamiast ślęczeć przed telewizyjnym ekranem, woli czytać książki. Jej ulubionym serialem są Gotowe na wszystko – innych seriali nie ogląda. Pani Danka Braun chętnie rozwiązuje inteligentne krzyżówki, bo jak sama mówi, nie chce, żeby Alzheimer zainteresował się jej osobą. Marzy o tym, żeby jej książki zawsze podobały się czytelnikom i były dostępne w każdej księgarni. O czym w większości pewnie też marzą jej oddani czytelnicy. A oto, co miała mi do powiedzenia.

Katarzyna Łochowska: Oczywiście na samym początku muszę zadać to pytanie. Dlaczego padło akurat na Dankę Braun? Dlaczego Pani prawdziwe nazwisko nie pojawiło się na okładkach tak poczytnych książek? 

Danka Braun: Moje nazwisko jest dość trudne do zapamiętania i zawsze przekręcane. Imię natomiast pretensjonalne – Regina (z łac. królowa). Nigdy nie lubiłam swojego imienia, ponieważ w latach młodości kojarzono go z pewną piosenkarką, znaną z występów na festiwalach piosenki radzieckiej lub żołnierskiej. A teraz, gdy nastała epoka reklam telewizyjnych, z papierem toaletowym. Królowa papieru toaletowego – brr, okropność! Dlatego wszyscy znajomi mówią do mnie Renata, a Reginą jestem tylko w urzędach. Postanowiłam pisać pod pseudonimem również ze względu na sceny erotyczne, które kilkakrotnie występują w mojej pierwszej powieści. Bałam się reakcji mamy i ciotek oraz starszych pań nieprzywykłych do erotyzmu w literaturze. Na dodatek mój młodszy syn był wtedy w klasie maturalnej i nie chciałam, żeby to wyszło na jaw, dlatego postanowiłam zataić swoje nazwisko. 
Z moim pseudonimem wiąże się pewna anegdotka. Mój mąż początkowo podchodził do mojego pisania dość sceptycznie… dopóki nie przeczytał fragmentu. Po przeczytaniu kilku stron zażartował mówiąc: "Pisz, pisz, a może kiedyś napiszesz bestseller tak jak Dan Brown i staniesz się jego damską odpowiedniczką. Taką polską Danką Brown". Od tego czasu zawsze gdy wracał do domu, pytał synów, co robi Danka Brown. Spolszczyłam jednak pisownię nazwiska i w ten sposób powstała Danka Braun. Teraz, gdy nastała moda na powieści erotyczne, moje książki w porównaniu z innymi wydają się bardzo niewinne, niczym bajeczki na dobranoc, syn jest już studentem, a rodzice przywykli do mojego dość dosadnego stylu pisania… więc wyszłam z ukrycia.


K. Ł.: Zadebiutowała Pani Historią pewnego związku, rozpoczynającą sagę rodzinną. Od zawsze Pani wiedziała, że zostanie pisarką? Marzyła Pani o tym? Jak rozpoczęła się praca nad pierwszą książką?

D. B.: Nigdy nawet nie zaświtało mi w głowie, że będę pisać! Książki kocham chyba od zawsze, ale nawet przez moment nie przypuszczałam, że jakąś napiszę. Cała moja dotychczasowa twórczość ograniczała się do listy zakupów i usprawiedliwień nieobecności synów w szkole :) Pomysł napisania powieści przyszedł nagle i niespodziewanie, a powodem była… bezsenność i bezczynność. Od kilku lat mam problemy z zaśnięciem. Kiedy leżę długo w łóżku, nie mogąc zasnąć, w mojej głowie powstają różne historie. Pewnego dnia, czytając jedną bardzo przeciętną powieść, która stała się w Stanach bestsellerem, postanowiłam również spróbować coś napisać. Był to okres, gdy opiekowałam się swym chorym na Parkinsona, nieżyjącym już teściem i musiałam ciągle przebywać w domu, ponieważ nie można było zostawić go bez opieki. Teraz również mam więcej czasu niż przeciętna polska kobieta, bo nie muszę codziennie rano wychodzić do pracy. Biuro rachunkowe, które prowadzę z mężem, znajduje się w domu – mam więc czas na pisanie… a w głowie mnóstwo różnych wymyślonych historii. 


K. Ł.: Pani książki są bardzo poczytne i naprawdę wysoko oceniane, co jest rzadko spotykane wśród debiutujących pisarzy. Jak Pani uważa, dlaczego? Co czytelnicy niezaznajomieni jeszcze z Pani twórczością mogą znaleźć w powieściach? Co może ich urzec w Pani książkach?

D. B.: Jeśli rzeczywiście moje książki są poczytne, to ogromnie się cieszę. Trudno mi jest zachwalać własne książki, dlatego powołam się na opinie moich czytelniczek. Jedna z internautek napisała mi, że podobają się jej moje książki, bo są "kozackie" (nie wiem, co dokładnie miała na myśli). Inne pochwaliły za lekki styl i mocno zarysowanych bohaterów. Najczęściej czytelniczki w swych opiniach używają określeń: "dobrze się czyta", "bardzo wciąga", "nie można się od niej oderwać" i "wzbudza dużo emocji" (nie zawsze tych pozytywnych). 
Zauważyłam, że wiele czytelniczek lubi utożsamiać się z główną bohaterką. Chcą, żeby kobieta była piękna, inteligentna, mądra, silna i potrafiła wzbudzić w mężczyźnie szacunek i dozgonną miłość. Mężczyzna powinien być przystojny, szlachetny, rycerski, wierny i ciągle zakochany w swej wybrance. Moi bohaterowie są inni, może trochę kontrowersyjni, ale zachowują się niekonwencjonalnie, wzbudzając w czytelniku różne, czasami bardzo skrajne emocje. Przeczytałam kiedyś, że młode kobiety nie powinny czytać romansów ani oglądać seriali południowoamerykańskich, bo będzie im trudno nawiązać z mężczyznami trwałe związki z powodu zbyt dużych oczekiwań w stosunku do partnerów. Drogie Panie, moje książki możecie czytać bez tego typu obaw, wprost przeciwnie – mogą Wam nawet pomóc znaleźć partnera, bo łatwiej zrozumieć polskiego faceta, gdy się wie, co siedzi w jego głowie. Jestem od wielu lat otoczona mężczyznami – mam ojca, męża, brata, szwagra, dwóch synów i trzech bratanków, dlatego wydaje mi się, że znam trochę męską mentalność. Mężczyźni z moich powieści w niczym nie przypominają brazylijskich amantów (oprócz aparycji) ani romantycznych bohaterów – są bardzo podobni do tych facetów, których znacie na co dzień. Mają mnóstwo wad, zachowują się jak przeciętny Kowalski i wyrażają się językiem nie zawsze parlamentarnym. Dlatego jeśli szukacie w książkowych bohaterach wspaniałych, nieskazitelnych rycerzy na białym koniu, to niestety w moich książkach ich nie znajdziecie. Największym dla mnie komplementem jest przeczytać w opinii recenzentek miłe słowa o Robercie. Uważam to za swój duży sukces, że udało mi się stworzyć bohatera, o którym wiemy już z prologu ("Historia pewnej niewierności"), że zdradza, gwałci i bije żonę, a mimo to potrafi wzbudzić w czytelniczkach sympatię, zrozumienie i nawet współczucie!


K. Ł.: Piszącemu książkę zazwyczaj towarzyszy jakaś idea przewodnia. Czy Pani wyraziła w swoich powieściach to, co zamierzała? Na co zwracała Pani szczególną uwagę?

zdjęcie przesłane przez autorkę
fot. Klaudia Kot
D. B.: Zaczynając pisać książkę, postanowiłam trzymać się jednej zasady: moi bohaterowie muszą mieć wady i nie mogą być jak przejrzysty kryształ. Nie lubię w powieściach jednowymiarowych postaci. Na świecie rzadko spotyka się ludzi idealnie dobrych lub do cna złych. Każdy z nas ma w sobie coś z anioła i diabła, dlatego nie stosuję podziału na czarne i białe charaktery, bo każdy mój bohater ma inny odcień szarości . Jedni są jasno popielaci, a inni zbliżają się do grafitu. Dlatego, chcąc być konsekwentną i wierną tej zasadzie, nawet jedenastoletniego Krzysia, syna Renaty, obdarowałam wadami – nie jest lubiany przez rówieśników, bo ma wysokie IQ i zadziera nosa… Natomiast moi mordercy nie są żądnymi krwi zwyrodnialcami, a nawet wzbudzają pewną sympatię :) Odpowiadając na drugie pytanie – chyba udało mi się wyrazić to, co zamierzałam przekazać. Trochę żałuję, że w pierwszym tomie "nie zmieściły się" dowcipy Roberta i obcięto kilka fragmentów, co według mnie zniekształciło troszkę moich bohaterów, ale ogólnie "produkt finalny" nie odbiega od moich założeń i znalazło się w książce to, o co mi chodziło. I gdybym miała napisać ją po raz drugi, bardzo mało bym zmieniła.


K. Ł.: Najnowsza książka pt: Historia pewnego narzeczeństwa opowiada o losach Krzysztofa, czyli syna głównych bohaterów poprzednich powieści. Jak doszło do powstania utworu? Skąd w ogóle pomysł na stworzenie rodziny Orłowskich?

D. B.: Początkowo miała to być jedna książka, z zupełnie innym prologiem i epilogiem, ale kończyła się dokładnie na 107 stronie drugiego tomu. Jak na powieść debiutancką moja książka była zbyt obszerna i dlatego zdecydowałam się uciąć ją w momencie, gdy Renata i Robert zaczynają wspólne życie małżeńskie, a dalsze ich losy przedstawić w drugim tomie. W międzyczasie bardzo przywiązałam się do moich bohaterów. W ich życiu ciągle działo się coś ciekawego, przeżyli tyle różnych przygód i perypetii, że musiałam podzielić się ich historią z czytelnikami. Dlatego zaplanowałam kontynuację książki. Pierwsza wersja powieści była chyba ciekawsza, ale zakładając, że miała to być część składowa sagi, to aktualne zakończenie "Historii pewnego związku" jest lepsze i bardziej zwarte. Nie umiem powiedzieć, skąd wziął się pomysł na rodzinę Orłowskich. Najpierw był Robert i Renata, a w tle Krzysiek, ale chwilę później zaczęły się pojawiać w mojej głowie inne postaci. Teraz mam już gotowy scenariusz na całe ich życie. 


K. Ł.: Jakie wartości lub cechy ceni Pani najbardziej i jak to się przekłada na bohaterów? Do którego czuje Pani największy sentyment?

D. B.: Najbardziej cenię u ludzi lojalność i odpowiedzialność. Najważniejszą dla mnie wartością jest rodzina, dlatego interesuje mnie problematyka rodzinna. Relacje między jej członkami, obowiązki, jakie bierzemy na siebie, poślubiając drugiego człowieka, i odpowiedzialność za swoje wybory i decyzje. Saga, którą napisałam, jest opowieścią o miłości. O miłości trudnej, skomplikowanej, narażonej na różne zagrożenia, w której namiętność i pożądanie odgrywają dużą rolę. Miłość Roberta i Renaty rzutuje nie tylko na ich życie, ale również na życie całej rodziny. Dorośli często zapominają, że ich małżeńskie problemy zawsze odciskają się na ich dzieciach, bo raniąc nawzajem siebie, kaleczymy również nasze dzieci. 
Moim ulubionym bohaterem, którego darzę dużym sentymentem, jest Robert  chyba dlatego, że jest postacią kontrowersyjną i pełną sprzeczności. Poznajemy go jako zarozumiałego egocentryka oraz narcyza z przerostem ego, który traktuje kobiety protekcjonalnie i trochę przedmiotowo. Lekko poturbowany przez życie, przechodzi pewną mentalną metamorfozę, jego osobowość powoli ewoluuje. Miłość do żony i dzieci zmienia go, ale proces ten jest dość powolny i wyboisty jak koleiny na wiejskiej drodze. Robert jest nieobliczalny i nigdy nie wiadomo, czego się można po nim spodziewać, bo w każdej chwili może wyciąć żonie jakiś numer. Jest on typem "słodkiego drania" lub "niegrzecznego chłopca", który dla tej jednej jedynej stara się być "grzecznym", choć nie zawsze mu to wychodzi. W powieściach lubię postacie wielowymiarowe i kontrowersyjne, dlatego ubrałam Roberta w tyle wad i słabości. W prawdziwym życiu wolę jednak "poczciwych facetów". 


K. Ł.: Jakie ma Pani plany na przyszłość? Czytelnicy mogą spodziewać się kolejnych publikacji o losach Roberta i Renaty? Czy może zaplanowała Pani coś zupełnie innego?

D. B.: Nie mogę rozstać się z rodziną Orłowskich, bo zbyt ich polubiłam. Dalsze ich życie przedstawię w trochę innej formie. Będzie to cykl powieści kryminalnych napisanych w konwencji romantycznego thrillera. Są już gotowe dwie powieści. W pierwszym thrillerze Robert nie będzie już zdradzał żony, tylko szukał mordercy swojej eks kochanki. Oprócz znanych czytelnikom postaci pojawią się nowi bohaterowie. Każda pozycja z tej serii będzie samodzielną powieścią, przedstawiającą odrębną intrygę kryminalną, która będzie rozgrywać się na tle losów rodziny Orłowskich i będzie wplatana w ich życie osobiste. Zagadkę kryminalną przedstawię w klasycznej formie: zamknięty krąg podejrzanych i detektyw amator próbujący znaleźć mordercę. Nie będą to mroczne kryminały, ociekające krwią i brutalnością, tylko powieści relaksujące, ale w miarę realnie oddające polską rzeczywistość. Będą napisane podobnym językiem – lekkim, czasami żartobliwym, okraszonym odrobiną pikanterii.


K. Ł.: I już ostatnie pytanie. Jak Pani uważa, na co najbardziej należy uważać, rozpoczynając karierę pisarza? Jakie niebezpieczeństwa czyhają na debiutantów, którzy chcą wydać swoje książki? I nad czym muszą szczególnie pracować, by ich powieść ujrzała światło dzienne?

D. B.: Na razie nie czuję się jeszcze ekspertem od udzielania rad przyszłym pisarzom, bo uważam, że jestem zbyt krótko w tej branży i mam zbyt małe doświadczenie. Mogę jedynie podzielić się swoimi spostrzeżeniami, ale nie wiem, czy do końca trafnymi. Wydaje mi się, że przed wystartowaniem do wydawnictwa ze swoją powieścią trzeba przeczytać dużo książek i nauczyć się operować słowem pisanym. Stephen King podał receptę, jak zostać dobrym pisarzem: "Czytaj cztery godziny dziennie i pisz cztery godziny dziennie. Jeśli nie masz na to wystarczająco dużo czasu, to nie oczekuj, że będziesz dobrym pisarzem". Też tak uważam. Według mnie dobrym sposobem na szkolenie warsztatu pisarskiego jest prowadzenie bloga, najlepiej związanego z książkami. Pisząc recenzje, bloger szlifuje język i styl pisania. Jednocześnie czyta dużo książek, bo żeby napisać o książce opinię, musi ją wcześniej przeczytać. 
Odradzałabym wydawanie swojej pierwszej książki za własne pieniądze. Jest dużo wydawnictw i pseudowydawnictw działających w ten sposób, ale nie wszystkie postępują uczciwie wobec autora, ponieważ więcej obiecują, niż potrafią zdziałać – mam konkretnie na myśli dystrybucję i promocję. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach w Polsce jest łatwiej książkę napisać, niż ją potem sprzedać. Nastała u nas moda na pisanie, a mało osób czyta i jeszcze mniej kupuje książki. Ale słyszałam, że kilku autorkom udało się w ten sposób zaistnieć na rynku wydawniczym – pierwszą książkę wydały za swoje pieniądze, natomiast następne zostały już wydane w tradycyjnym wydawnictwie. Lojalnie jednak ostrzegam wszystkich potencjalnych literatów, że bardzo ciężko jest odnieść sukces w tej branży. Na rynku księgarskim jest bardzo duża konkurencja nie tylko wśród rodzimych autorów – głównym rywalem jest literatura obca, ponieważ Polacy nadal wolą czytać przekłady książek zagranicznych pisarzy. Zauważył to już kilkadziesiąt lat temu Julian Tuwim, mówiąc: "Aby mieć u czytelników powodzenie, trzeba albo umrzeć, albo być obcokrajowcem, albo pisać perwersyjnie. A najlepiej to być zagranicznym, perwersyjnym nieboszczykiem". Kryzys czytelniczy powoduje, że dużo księgarń jest zamykanych, a wydawnictwa plajtują. Wydawca rzadko kiedy chce zaryzykować, lokując swoje pieniądze w książce nieznanego autora, woli wydać zagraniczny bestseller niż debiutancką powieść osoby o nic niemówiącym nazwisku – wyjątek stanowią tu celebryci. Dlatego trzeba wspierać polską literaturę. Mam więc apel do wszystkich potencjalnych pisarek: kupujcie książki polskich autorów, książki zagranicznych pisarzy wypożyczajcie z biblioteki :) Możliwe, że wydawnictwa, widząc popyt na polskie powieści, będą bardziej zainteresowane polskimi debiutującymi autorami.

Bardzo dziękuję pani Dance Braun, że zechciała podzielić się ze mną i czytelnikami Redakcji cząstką swojej duszy i kawałkiem życia.

W imieniu swoim oraz wszystkich redaktorów Redakcji Essentia pragnę złożyć Pani najserdeczniejsze życzenia sukcesów w dalszej pisarskiej karierze, spełnienia najskrytszych marzeń i moc gorących podziękowań.

Premiera Historii pewnego narzeczeństwa odbędzie się 24 października br. 

* przedstawiciele Redakcji Essentia spotkają się z panią Danką Braun 25 października (dzień po oficjalnej premierze powieści) na Targach Książki w Krakowie. 

Kochani czytelnicy, spodziewajcie się więc sprawozdania z wydarzenia. 

Share:

2 komentarze :

  1. Świetny wywiad! Uwielbiam tę kobietę za szczerość, cięty język, niebanalnych bohaterów i otwartość na czytelników. Pani Danka zawsze odpowiada na maile i wiadomości, jest bezpośrednia i sympatyczna. A książki, jakie tworzy są jedyne w swoim rodzaju, żadna inna autorka nie pisze w ten sposób. Nie mogę się doczekać premiery ;)
    PS. Darzę ją osobistą sympatią także z innych względów, ale to już temat na inną dyskusję ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się w zupełności ;)

    OdpowiedzUsuń

Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.

 
Wróć na górę
Copyright © 2014 Essentia. Design: OtwórzBlo.ga | Distributed By Gooyaabi Templates