źródło |
Pewnego pięknego dnia po powrocie z pracy ujrzałam na stole ogromną paczkę zaadresowaną do mnie. Okazało się, że to niespodzianka od wydawnictwa Świat Książki. Bardzo się ucieszyłam i zaczęłam głaskać książkę po jej uroczej okładce. W końcu nadszedł czas na poznanie wnętrza...
Trixi von Bülow jest pisarką i dyrektor wydawniczą w niewielkim monachijskim wydawnictwie. Niech w końcu coś się zdarzy to jej powieściowy debiut, ale autorka ma na swoim koncie kilka poradników, m.in. Mężczyźni. Podręczna instrukcja obsługi, cieszących się popularnością wśród czytelników.
Jak wspomina Bülow w Posłowiu: ta książka powinna była stać się książką bardzo smutną z powodu wydarzeń mających miejsce przed jej wydaniem. Straciła dwoje wspaniałych przyjaciół, jednak każdy na swój sposób nauczył ją życia, dlatego właśnie powieść ta nie jest tylko smutna. Mam wrażenie, że autorka w ten sposób zadedykowała ją im obu, jednocześnie dziękując za to, co dzięki nim osiągnęła.
Fritzi niedługo będzie świętować swoje 40. urodziny, ale czy w pełnym tego słowa znaczeniu? Ma za sobą piętnaście lat małżeństwa na nic, zarabia marne grosze, pracując jako redaktorka w wydawnictwie, a wszystkie jej plany i marzenia spełzły na niczym. Jedyną osobą, która wciąż trwa przy niej, jest jej mała córeczka. Pewnego razu przyjaciółka Fritzi proponuje jej kilkudniowy wyjazd nad morze. Kobieta nie wie, że ta decyzja zmieni jej życie na zawsze...
Co wydarzy się na tle pięknego nadmorskiego krajobrazu?
Jak potoczy się życie Fritzi?
I czy odnajdzie ona jego głębszy sens?
Zacznę od tego, że sięgając po tę książkę, nie spodziewałam się, że wywoła ona we mnie tak skrajne emocje... Z jednej strony wzruszyłam się losem Fritzi, z drugiej momentami śmiałam się w głos z jej przygód. Oczywiście nie zdradzę wam szczegółów, gdyż jest to niedopuszczalne. O tym przekonacie się, gdy postanowicie wziąć Niech w końcu coś się wydarzy w swoje ręce i przeczytać od początku do końca.
Autorka posłużyła się tak lekkim stylem, że nie byłam w stanie oderwać się od książki, pragnąc wiedzieć, co wydarzy się dalej. Tak, to powieść z akcją, nie zwyczajna historyjka. Tutaj dzieje się sporo, tak więc nie marzcie o chwili wolnego podczas zaczytywania się w lekturze.
W sumie mogłabym rzec, że od początku mojej literackiej przygody nie czytałam tak dobrej książki. I tak czuję. Uwielbiam powieści z głębokim przesłaniem, bo jestem kochanką literatury. Mimo że fantastyka i kryminały zajmują ostatnie miejsce na mojej czytelniczej liście, nie oznacza to, że w przyszłości po nie nie sięgnę. Niech w końcu coś się zdarzy nie jest bynajmniej kryminałem ani fantastyką, należy do gatunku obyczajówek, czyli tego, co misie lubią najbardziej. Historia, rzeczywistość, pointa, zakończenie.
Czy Trixi von Bülow ociera się o schemat? Z pewnością, ale nie uważam, żeby historia przez nią stworzona była w pełni schematyczna, powielona i odtworzona. To oddzielna rzeczywistość, w której przełamuje się stereotypy, a pozory wiecznie mylą. Tym, co pozostaje, jest przyjaźń i miłość, czyli dwie wartości wpajane nam od dziecka jako najważniejsze, o które należy dbać, które należy pielęgnować i dla których może się zrobić dosłownie wszystko.
Co nieco o bohaterach. Sama Fritzi to kobieta opuszczona, porzucona, mająca poczucie bezsensu życia i zupełnie bezsilna. Gdy traci męża, a następnie wszystkie fundusze, które stwarzały wokół niej bezpieczną przestrzeń, dochodzi do wniosku, że nie ma już szans na miłość i jedyne, co jej pozostało, to smutki i zmartwienia. Z dołka wyciąga ją przyjaciółka, namawiając Fritzi na wspaniałą podróż nad morze. Kobieta myśli, że będzie mogła się zrelaksować i oderwać od szarości i dramatu jej egzystencji, dlatego podejmuje decyzję o wyjeździe. Tam czeka na nią niespodzianka... Czy w pozytywnym tego słowa znaczeniu, czy wręcz przeciwnie, musicie przekonać się sami.
Jej przyjaciółka jest kobietą spontaniczną, próbującą pomóc Fritzi i pokazać jej inne odcienie życia. Nie wydaje się to łatwe, ale w końcu udaje jej się. Patrząc na całą sytuację z perspektywy późniejszych zdarzeń, z nieco dziwnym skutkiem.
Rzadko zdarza mi się, że skrytykuję jakąkolwiek książkę. Raczej staram się spojrzeć na każdą historię tak, jakbym sama ją przeżywała, może dlatego, że jestem niezwykle sentymentalna. Książki mają w sobie to coś, co pozwala nam przenieść się do innego świata i na chwilę zapomnieć o tym, co się wokół nas dzieje. Niektórzy uważają, że wówczas bujamy w obłokach. I tak to wygląda z ich perspektywy, tymczasem dla nas świat literacki jest sposobem na walkę z trudami rzeczywistości. Wielokrotnie uczymy się przez to dystansu do świata, do ludzi, ale przede wszystkim do siebie (bo to jest chyba najważniejsze, by umieć spojrzeć na siebie obiektywnie i ocenić własne postępowanie). Niech w końcu coś się zdarzy uświadamia nam, że cokolwiek się dzieje, zawsze mamy siłę, żeby walczyć, pokonywać trudności, stawać na nogi i z podniesioną głową przeć naprzód. A jeśli się nie uda...? Cóż, życie to pasmo niewiadomych, nieporozumień, smutków i radości, szans, porażek i sukcesów. Wystarczy mieć w sobie odrobinę optymizmu, by móc dostrzec w życiu piękno i je docenić.
Ile razy wydawało nam się, że nie będziemy w stanie poradzić sobie z problemami, czuliśmy się przytłoczeni codziennością i straceni. Nasze wizje przyszłości spełzały na niczym, a nas dręczyły demony przeszłości, przypominające o tym, co odcisnęło na nas piętno. Niech w końcu coś się zdarzy to powieść z sensem. Literatura pokazuje nam swoje różne oblicza. Z jednej strony świat irracjonalny, wymyślony, z drugiej rzeczywisty – taki, w którym żyjemy. Pierwszy pełni funkcję swego rodzaju katharsis, drugi – lekcji; lekcji, którą wyciągamy z życia.
W tej powieści nie znajdziemy historii przytłaczających i wprawiających nas w nastrój otępienia. Momentami humor zawarty na stronach książki rewanżuje nam smutne rozważania głównej bohaterki nad swoim losem, a odrobina romansu dodaje jej smaczku.
To książka zdecydowanie przeznaczona dla wszystkich, bez wyjątku. Nie zamierzam szufladkować czytelników na zasadzie może przeczytać i nie może przeczytać. Po przeczytaniu krótkiego opisu fabuły każdy z was zdecyduje, czy chce w to brnąć, czy woli sięgnąć po coś innego. Osobiście cieszę się, że mogłam przeczytać tę książkę i nie żałuję żadnej chwili spędzonej z Fritzi.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.