źródło |
Święta minęły szybko i niespodziewanie. Pozostały po nich żal, wzdęte brzuchy i niedobitki czekoladowych mikołajów walające się po nocnych szafkach. Tfu, kuchennych.
Jedyną osłodą tego poświątecznego przygnębienia i wyrzutów sumienia jest sylwester, szalona noc rządząca się swoimi prawami, dopuszczająca najbardziej kosmiczne makijaże i jeszcze bardziej kuse sukienki. No i nowy rok, zbliżający się wielkimi krokami obraz pełen nadziei na lepsze jutro i zgrabniejszą sylwetkę.
Mróz, zagubione fajerwerki, pusta butelka po winie za 7,50 zł... Czym pachnie nowy rok?
Koniec grudnia dla większości ludzi wiąże się z tworzeniem list. Spisywaniem wiecznym piórem wypełnionym kruczoczarnym atramentem, złotą stalówką na czerpanym papierze, list postanowień. Pięknych, długich, niemal niekończących się, po brzegi wypełnionych zadaniami, marzeniami, celami na kolejne dwanaście miesięcy. Powstają małe dzieła sztuki, amatorskie tomiki wierszy prosto z serca.
Nowy rok pachnie zmianami.
Nowy rok pachnie zmianami.
Niektóre postanowienia są totalnie oklepane i powtarzają się u każdego, w każdym zakątku świata i, o ironio, co roku. Zrzucenie nadprogramowych kilogramów i zapisanie się na siłownię, rzucenie palenia, czytanie większej liczby książek. Wszyscy jednak wiemy, jak w większości przypadków się to kończy – moje życie jest zbyt stresujące, by zrezygnować z papierosów, czekoladę odstawię od poniedziałku, wykupię pół księgarni, by później znajdować tysiące wymówek, byleby tylko nie sięgnąć po te przerażające, opasłe tomiska.
Nowy rok pachnie lenistwem.
Nowy rok pachnie lenistwem.
Stawiamy przed sobą ogromne wyzwania, pragniemy zmian, chcemy być coraz lepsi. Marzymy o rzeczach, które niekoniecznie są nam pisane. Domy, samochody, nogi modelek Victoria's Secret i przygody godne Tony'ego Halika, wszystko to najlepiej na teraz, od razu, bez wysiłku. Poddajemy się niezwykle łatwo, wystarczy niepochlebne słowo czy waga, która nie chce drgnąć. Żyjemy pod presją, zazdrościmy innym, karmimy się własną zawiścią i złymi emocjami.
Czy naprawdę potrzebujemy zmiany daty, by wprowadzić coś dobrego do naszego życia? Dlaczego nie pójść pobiegać już teraz? Może zamiast marnowania miliona bezcennych godzin podczas przesiadywania na Facebooku, warto sięgnąć po książkę porzuconą na półce tak dawno, że zdążyła pokryć się centymetrową warstewką kurzu?
Nowy rok pachnie nadzieją.
Pamiętajmy, że robimy to wszystko dla siebie, a nawet jeśli nie dla siebie, to dla naszych najbliższych, których kochamy ponad wszystko. Bądźmy dobrymi ludźmi. Uśmiechajmy się, nawet kiedy pada deszcz, kiedy pod koniec miesiąca nie mamy co jeść i gdy walą nam się na głowę wszystkie problemy tego świata. Czytajmy więcej książek, rozwijajmy się, uczmy – przecież robimy to tylko dla siebie. Traktujmy nasze ciało jak świątynię i dbajmy o nie nie tylko na początku stycznia. Kochajmy. Szanujmy. Odkrywajmy. Po prostu żyjmy, bez narzucania sobie sztywnych zasad, odrealnionych celów i robienia rzeczy, które nie sprawiają nam radości. Bo nowy rok, podobnie jak każdy miesiąc, tydzień, dzień, godzina naszego życia, pachnie przede wszystkim szczęściem.
Dziękuję Ci za ten świetny, optymistyczny tekst. Ujęłaś wszystko co najważniejsze ☺
OdpowiedzUsuń