źródło |
Alana
Turinga poznajemy po wojnie, w trakcie przesłuchania. Mężczyzna zaczyna
opowiadać swe życie przesłuchującemu go policjantowi. Losy bohatera zostały
więc przedstawione w formie retrospekcji. Mamy tu do czynienia nie tylko z
kolejnymi etapami powstawania "bomby Turinga"; poznajemy za to cały
proces przyczynowo-skutkowy, który doprowadził matematyka do miejsca, w którym
właśnie się znajduje. Poznajemy jego trudne dzieciństwo, szkolne perypetie,
miłość do jedynego przyjaciela Christophera, obsesję na punkcie konstruowania
maszyn, zyskanie wspaniałych znajomych, aż w końcu tragiczny koniec Alana. Narrator wprowadza nas w specyficzny świat Turinga, świat pełen
tajemnic.
Widz
ma prawo przenieść się do czasów II wojny światowej dzięki realistycznej,
bogatej, doskonale wyważonej scenografii i kostiumom. Może zaczerpnąć ducha
tamtych czasów, widząc sceny potańcówek i przyjęć. Może wreszcie poczuć powagę
sytuacji i grozę, jaką niosła ze sobą wojna dzięki autentycznym wojennym
nagraniom oraz udokumentowanym wystąpieniom Adolfa Hitlera i Winstona Churchilla.
Summa summarum, widz ma pełne prawo poczuć, że nie znajduje się w kinie, ale pośrodku śmiercionośnej walki, w którą również jest zamieszany.
Za co jednak trzeba najbardziej pogratulować reżyserowi, to nie zwarta akcja czy błyskotliwe dialogi, a forma, w jakiej został przedstawiony główny bohater, bowiem zarówno Tyldum, Moore, jak i Cumberbatch przedstawili Alana Turinga nie tylko jako matematyka czy wielkiego uczonego, ale także jako człowieka. Człowieka pełnego emocji i uczuć, człowieka pogrążonego w obsesji, osamotnionego, pełnego tęsknoty i pragnienia, a także potrzeby przyjaźni. Człowieka, który mimo wielu praktycznych umiejętności i zdolności nie umie jednej ważnej rzeczy – nie umie znaleźć swego miejsca w świecie. Warto tu zwrócić uwagę na doskonałą rolę Benedicta Cumberbatcha, który w stu procentach sprostał swemu zadaniu, a także na grę jego wiernej towarzyszki – Keiry Knightley.
Za co jednak trzeba najbardziej pogratulować reżyserowi, to nie zwarta akcja czy błyskotliwe dialogi, a forma, w jakiej został przedstawiony główny bohater, bowiem zarówno Tyldum, Moore, jak i Cumberbatch przedstawili Alana Turinga nie tylko jako matematyka czy wielkiego uczonego, ale także jako człowieka. Człowieka pełnego emocji i uczuć, człowieka pogrążonego w obsesji, osamotnionego, pełnego tęsknoty i pragnienia, a także potrzeby przyjaźni. Człowieka, który mimo wielu praktycznych umiejętności i zdolności nie umie jednej ważnej rzeczy – nie umie znaleźć swego miejsca w świecie. Warto tu zwrócić uwagę na doskonałą rolę Benedicta Cumberbatcha, który w stu procentach sprostał swemu zadaniu, a także na grę jego wiernej towarzyszki – Keiry Knightley.
Przyznam się, że cała ta historia z pewnością jest ciekawa nawet dla mnie. Wszystko to co działo się podczas II wojny światowej jest dla mnie ciekawe i godne poznania. Z pewnością po Twojej recenzji obejrzę ten film.
OdpowiedzUsuńOglądałam bardzo mi się podobał ten film!
OdpowiedzUsuń