źródło |
Kiedyś sięgnęłam po tę powieść, bo stała pomiędzy jedną książką fantasy a drugą. Bibliotekarka niewiele potrafiła mi o niej powiedzieć. Ot, ktoś przyniósł jako dar. I tak się zastanawiam, co to był za człowiek, że mógł tak dobrą powieść oddać i nie czuć bolesnego ukłucia straty. Nie wiem, jak ten ktoś, ale ja nie mogłabym się pozbyć mojego egzemplarza, nawet gdyby płacono mi za niego dziesięciokrotnie więcej. Takiej książki każdy miłośnik przygody w świecie przypominającym średniowiecze nie może nie chcieć!
Tytuł: Zwiadowcy. Ruiny Gorlanu
Autor: John Flanagan
Wydawnictwo: Jaguar
Piętnaście lat temu Morgarath, były baron Gorlanu w królestwie Araluen, stał się władcą Gór Deszczu i Nocy. Próba dokonania buntu zaprowadziła go na pustkowie, które stało się jego więzieniem – miejscem, gdzie pradawne istoty nadal żyją. Tymczasem piętnastoletni Will i jego przyjaciele z sierocińca: Alyss, Horace, George i Jenny, zniecierpliwieni oczekują na Dzień Wyboru. Jest to czas, kiedy każdy wychowanek sierocińca będący pod opieką barona ma szansę wybrać swoją drogę życia. Mistrzowie różnych sztuk pojawiają się, by zadecydować, czy dany osobnik nadaje się na tego, kogo wyśnił w swych młodzieńczych marzeniach.
Will to chłopak bystry, wierny oraz uczciwy, a przy tym bardzo szybki, zwinny i nawet silny pomimo swojego niskiego, ale jakże znienawidzonego, wzrostu. Jego ulubioną zabawą jest wspinanie się na drzewa, czasem nawet na wieże zamku. Za to marzenie ma przecudne – chce zostać czeladnikiem Szkoły Rycerskiej – której był również i jego ojciec, a przynajmniej w jego wyobrażeniu o nim. Jednakże w Dniu Wyboru zostaje poddany próbie, której konsekwencje zaprowadzają go następnego dnia do chatki zwiadowcy imieniem Halt, który stanowczo nie lubi wścibskich chłopców. Jednak słowo się rzekło, dlatego Will od teraz jest jego uczniem.
Ruiny Gorlanu to część pierwsza cyklu Zwiadowców. Jest to cudowna opowieść o rodzącej się młodzieńczej przyjaźni pomiędzy Willem a Horace'em. Przyjaźni, o którą trudno w dzisiejszych czasach. Bez myśli o grach komputerowych, rozładowanej baterii iPoda czy dziewczynach, które irytują, tysiąckroć mrugając do ciebie. Tu liczy się lojalność, szczere intencje oraz wspólne przygody, w których dobro wygrywa ze złem.
Powieść pisana jest tak dobrze, że czyta się ją naprawdę szybko. Opisy są krótkie, lecz wystarczające. Dialogi sensowne, z nutką humoru. Ponadto książka zawiera to, co lubię najbardziej, czyli odczucia głównych bohaterów: Willa, Horace'a oraz Halta. Ich historia kończy się również ekscytująco, jak się zaczyna. Bardzo pomysłowe było również stworzenie pradawnych istot, takich jak wargalowie czy kalkarowie, którzy stali się siłą bojową Morgaratha. Ponadto zwiadowcy to twór podobny do szpiegów, który naprawdę przypadł mi do gustu. To osobniki, o których opowiadają legendy. Ludzie niebezpieczni, tajemniczy, celnie strzelający z łuku, a co najważniejsze: niewidoczni w swych płaszczach. Jak na pierwszy tom całkiem pokaźnej serii jest to wyśmienity start dla autora! Dotarłam zaledwie do połowy, a już wiedziałam, że sięgnę po kolejne tomy. To aż ślinka cieknie, aby je dorwać. Nie sądziłam, że tak szybko polubię głównych bohaterów, nawet nieco głupkowatego czeladnika. Will jest naprawdę doskonałym bohaterem, a Halt doprowadza do białej gorączki swoim zachowaniem. To mistrz, więc się nie dziwiłam, lecz kto lubi takich małomównych, drażliwych i w kółko zwracających uwagę mężczyzn? Gorzej niż z babą? Ha! To mi przemknęło przez myśl, ale... ano ale, bo ten zwiadowca jest najlepszym i najcudowniejszym mistrzem pod słońcem. Aż sama bym chciała takiego mieć! Nogi w ruch i śmigać do księgarni po tomisko!
Kocham Willa! <3 i ogólnie Zwiadowców :) piją najlepszą kawę na świecie ;)
OdpowiedzUsuń