źródło |
Rozpoczyna się Endgame! Dwanaście starożytnych ludów usłyszało wezwanie. Doskonale wyszkoleni Gracze, przedstawiciele swoich ludów, stają do walki na śmierć i życie. Mają jeden cel – znaleźć Klucz Ziemi.
Tytuł: Endgame.Wezwanie
Seria: Endgame (tom 1)
Autor: James Frey, Nils Johnson-Shelton
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest niesamowita okładka. Przepiękna, złota, błyszcząca okładka. Wydawnictwu SQN należą się naprawdę wielkie brawa za to cudne wydanie. Jednak oprawa graficzna to przecież nie wszystko. Liczy się przede wszystkim wnętrze. A jak się później przekonujemy, jest ono równie wyjątkowe.
Już od początku wiemy, że nie mamy do czynienia z typową książką. Nie chodzi tylko o dość chaotyczny układ na jej stronach, ale przede wszystkim o samą treść. Bo przecież nie często mamy do czynienia z powieścią, w której występuje aż trzynastu narratorów. Jest to niewątpliwie ciekawy zabieg, z którym osobiście spotkałem się po raz pierwszy, jednak ma niestety wady. Żadna z postaci nie jest szczegółowo scharakteryzowana, dlatego trudno nam się utożsamić z którymkolwiek z nich. Co więcej, przez pierwsze kilkadziesiąt stron trudno się w ogóle połapać, kto jest kim.
Z jednej strony pomysł na fabułę jest oryginalny i inny niż wszystkie, jednak z drugiej widać, że autorzy czerpali inspirację z innych powieści. Widzimy podobieństwo do takich tytułów, jak Igrzyska śmierci czy Indiana Jones. Powinno mi to przeszkadzać, jednak z drugiej strony da się to przeżyć. Nie jest to aż tak nachalne, żeby nie móc o tym w pewnym momencie po prostu zapomnieć.
Kiedy przebrniemy przez pierwsze 100 stron (podczas których próbujemy się w ogóle połapać, kto jest kim), zdajemy sobie sprawę, że akcja biegnie niezwykle szybko, przez co książkę czyta się właściwie jednym tchem. Jest napisana w taki sposób, że cały czas chcemy wiedzieć, co się stanie dalej i ani na moment nie możemy jej odłożyć. Zaczynamy także mieć swoich faworytów. Jak wiadomo, są to swego rodzaju zawody, w których może wygrać tylko jedna osoba, dlatego naturalnym jest, że kogoś faworyzujemy bardziej, a kogoś mniej. Mnie osobiście najbardziej spodobały się takie postacie, jak Jago Tlaloc, Aisling Kopp, a w szczególności Chiyoko Takeda. Jest ona jednym z najbardziej enigmatycznych i zarazem intrygujących uczestników Endgame. Jej wątek zaciekawił mnie najbardziej, dlatego mam nadzieję, że w kolejnych tomach zostanie on rozwinięty. Nie przypadł mi do gustu natomiast Baitsakhan, Maccabee Adlai i Christopher Vanderkamp. Jednym słowem mam nadzieję, że im się nie powiedzie, a mówiąc jeszcze prościej – że zginą.
Endgame to całkiem dobra powieść akcji, jednak nie zrobiła na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia. Fakt, czyta się szybko i przyjemnie, jednak to tylko historia od punku A do punktu B. Brakowało mi czegoś więcej, jakiegoś uzupełnienia. Ja po prostu lubię, gdy powieść zmusza mnie do myślenia, sprawia, że przez kilka kolejnych dni będę się nad nią intensywnie zastanawiał. W Endgame mi tego brakowało. Była to po prostu opowieść podana na tacy, przy której nie trzeba się za bardzo wysilać ani używać szarych komórek. Gdyby autorzy wprowadzili na przykład wątek psychologiczny lub analizę postępowania bohaterów, książka byłaby znacznie lepsza.
Ostatecznie, Endgame wypada całkiem nieźle, choć bez żadnych rewelacji. Mamy tu sporo zwrotów akcji, interesujących postaci i wiele innowacyjnych pomysłów. Z pewnością usatysfakcjonuje każdego, kto szuka zawrotnego tempa akcji oraz chwili rozrywki podczas lektury. Lekko zawiedzione mogą się jednak poczuć osoby, które chciałyby, żeby książka nie tylko ich rozbawiła, ale także zmusiła do myślenia. Endgame to po prostu niezwykle wciągająca powieść akcji, która nie pozwala nam odłożyć jej choćby na moment. Zapewni rozrywkę na kilka wieczorów, jednak wydaje mi się, że po kilku tygodniach po prostu o niej zapomnimy. Mimo wszystko polecam, choćby dla tych kilku chwil odprężenia.
Kiedy przebrniemy przez pierwsze 100 stron (podczas których próbujemy się w ogóle połapać, kto jest kim), zdajemy sobie sprawę, że akcja biegnie niezwykle szybko, przez co książkę czyta się właściwie jednym tchem. Jest napisana w taki sposób, że cały czas chcemy wiedzieć, co się stanie dalej i ani na moment nie możemy jej odłożyć. Zaczynamy także mieć swoich faworytów. Jak wiadomo, są to swego rodzaju zawody, w których może wygrać tylko jedna osoba, dlatego naturalnym jest, że kogoś faworyzujemy bardziej, a kogoś mniej. Mnie osobiście najbardziej spodobały się takie postacie, jak Jago Tlaloc, Aisling Kopp, a w szczególności Chiyoko Takeda. Jest ona jednym z najbardziej enigmatycznych i zarazem intrygujących uczestników Endgame. Jej wątek zaciekawił mnie najbardziej, dlatego mam nadzieję, że w kolejnych tomach zostanie on rozwinięty. Nie przypadł mi do gustu natomiast Baitsakhan, Maccabee Adlai i Christopher Vanderkamp. Jednym słowem mam nadzieję, że im się nie powiedzie, a mówiąc jeszcze prościej – że zginą.
Endgame to całkiem dobra powieść akcji, jednak nie zrobiła na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia. Fakt, czyta się szybko i przyjemnie, jednak to tylko historia od punku A do punktu B. Brakowało mi czegoś więcej, jakiegoś uzupełnienia. Ja po prostu lubię, gdy powieść zmusza mnie do myślenia, sprawia, że przez kilka kolejnych dni będę się nad nią intensywnie zastanawiał. W Endgame mi tego brakowało. Była to po prostu opowieść podana na tacy, przy której nie trzeba się za bardzo wysilać ani używać szarych komórek. Gdyby autorzy wprowadzili na przykład wątek psychologiczny lub analizę postępowania bohaterów, książka byłaby znacznie lepsza.
Ostatecznie, Endgame wypada całkiem nieźle, choć bez żadnych rewelacji. Mamy tu sporo zwrotów akcji, interesujących postaci i wiele innowacyjnych pomysłów. Z pewnością usatysfakcjonuje każdego, kto szuka zawrotnego tempa akcji oraz chwili rozrywki podczas lektury. Lekko zawiedzione mogą się jednak poczuć osoby, które chciałyby, żeby książka nie tylko ich rozbawiła, ale także zmusiła do myślenia. Endgame to po prostu niezwykle wciągająca powieść akcji, która nie pozwala nam odłożyć jej choćby na moment. Zapewni rozrywkę na kilka wieczorów, jednak wydaje mi się, że po kilku tygodniach po prostu o niej zapomnimy. Mimo wszystko polecam, choćby dla tych kilku chwil odprężenia.
Jak dla mnie to świetna książka ze wspaniałą fabułą :) Polecam wszystkim fanom fantastyki :)
OdpowiedzUsuń