Źródło |
Zmarła jej matka.
Straciła pracę.
Facet ją zdradził.
Przyjaciółka ją okłamała.
I dodatkowo pojawia się dar od matki, którego nie jest w stanie do końca zaakceptować… Do czasu.
Wyobraź sobie, że musisz ułożyć swoje życie od nowa, zgodnie z planami, które pojawiały się w twojej głowie dwadzieścia lat temu. Co zrobić, gdy sytuacja wymaga, by wdrożyć swoje dawne marzenia w teraźniejszość? Na takim zakręcie znalazła się Brett Bohlinger, która pomimo swoich trzydziestu czterech lat na karku zaczyna swoje życie od podstaw.
Winowajczynią całego zajścia staje się matka głównej bohaterki, która umiera na początku powieści. Brett, pogrążona w żałobie, ale jednocześnie pewna tego, że została szefową wielkiej firmy i części spadku po matce, nie przejmuje się tym, co przyniesie przyszłość. Spróbujcie sobie wyobrazić jej zdziwienie, gdy podczas wizyty u adwokata kobieta dowiaduje się nagle, że mama ofiarowała firmę jej szwagierce, a dla niej samej przygotowała coś wyjątkowego. Jak dowiadujemy się później, na Brett czekają punkty do zrealizowania z jej listy marzeń, którą sporządziła, gdy była jeszcze młoda. Dzięki swojej zmarłej mamie kobieta zaczyna z większym lub mniejszym powodzeniem spełniać swoje marzenia – stara się realizować punkt po punkcie, ale nie jest to tak proste, jak mogłoby się wydawać. Czas leci nieubłaganie, a na wykonanie wszystkich planów matka przewidziała rok. Jaka nagroda czeka? Część spadku Brett oraz, jak się później przekonujemy, szczęście i życiowe spełnienie. Wiele kłopotów pojawia się wówczas, gdy główna bohaterka zdaje sobie sprawę, że jej obecny partner nie jest w stanie pomóc jej w tym wszystkim – zależy mu tylko na majątku i dodatkowo zdradza ją z jej „przyjaciółką”. W ciągu tego krótkiego czasu w życiu Brett pojawiają się również osoby, które wnoszą do jej dni coś nowego i pokazują jej, co tak naprawdę się liczy. Bardzo pomaga jej adwokat wynajęty przez matkę, który staje się jej przyjacielem, niekiedy powiernikiem. Brett musi odnowić kontakty ze starą znajomą, z którą kiedyś wiele ją poróżniło, kupić psa, konia, być nauczycielką, znaleźć miłość swojego życia, mieć dziecko, i wiele innych rzeczy. Jak sobie z tym wszystkim radzi i czy zdąży wykonać zadania? Odpowiedź uzyskacie, gdy przeczytacie pozycję od początku do końca.
Książkę czyta się jednym tchem, naprawdę. Zaczęłam i skończyłam ją tego samego dnia. 416 stron powieści wertuje się w mgnieniu oka, a po zakończeniu całe ciało woła: WIĘCEJ, WIĘCEJ! Jest to debiut literacki autorki, ale jak najbardziej trafnie napisany. Dzięki opisom rozmyślań, uczuć, rozterek, wątpliwości, tęsknoty i smutku bardzo dobrze możemy zidentyfikować się z bohaterami, z których każdy jest tak naprawdę inny i niesie do naszego życia inne przesłania.
Bardzo urzekła mnie postać samej Brett, którą niesamowicie podziwiam za jej odwagę i determinację. Rzuca wszystko i idzie dalej; oczywiście trochę boi się konsekwencji, ale przyjmuje je na klatę. Niekiedy zazdrościłam jej tego, że w jej życiu w ciągu niecałego roku tak wiele się działo – że miała na to wszystko siłę i po porażkach szła dalej, by realizować wszystko krok po kroku.
Pozostali bohaterowie Listy marzeń to osoby bardzo zróżnicowane, mające odmienne poglądy, patrzące inaczej na świat. Jedni są pozytywni i sprawiają, że chce się o nich pamiętać i poznawać ich losy, drudzy natomiast budzą we mnie odrazę i irytację. Do pierwszej grupy z pewnością zaliczyłabym Brada Midara – adwokata matki głównej bohaterki, z którym Brett nawiązuje zażyłą znajomość i z każdą chwilą coraz więcej zaczyna ich łączyć – oraz Johna – biologicznego ojca, którego panna Bohlinger poznaje w międzyczasie. Nie przypadła mi do gustu kreacja byłego faceta Brett, który okazał się typowym zdrajcą i oszustem, jak i jej przyjaciółka, która nawiązała z nim romans. W pewnym momencie miałam ochotę rozszarpać tych dwoje za to, że wszystko niesamowicie komplikują. Jednak, jak później się okazało, zupełnie potrzebnie…
Powieść Nelson Spielman jest skierowana przede wszystkim do kobiet. Nie wyobrażam sobie raczej mężczyzn czytających coś takiego (chyba że są wyjątki, których jeszcze nie poznałam; w takim razie – wybaczcie panowie). Całość jest napisana bardzo lekkim i przyjemnym językiem, niekiedy bawi, wzrusza i zaciekawia do bólu. Kilka miesięcy z życia Brett jest całkowicie wypełnionych przygodami, o które sama główna bohaterka by siebie pewnie nie podejrzewała. Mam nadzieję, że Nelson Spielman jeszcze nie raz zaskoczy swoich czytelników i pokaże, na co ją stać. Czekam na kolejne pozycje jej autorstwa z niecierpliwością! A Listę marzeń bardzo gorąco polecam – idealna pozycja na relaks, jak i na to, by znaleźć się w zupełnie innym świecie.
Nie lubię zbytnio powieści obyczajowych, po prostu nie są dla mnie, ale może kiedyś sięgnę :)
OdpowiedzUsuńprzyznam szczerze, że też za nimi nie przepadałam, do momentu, gdy ta książka trafiła w moje ręce (zupełnie przypadkiem, bo pożyczyła mi ją koleżanka). Wydała mi się wyjątkowa i pochłonęłam ją całą :) sięgnij, sięgnij, jak pisałam wyżej - warto.
UsuńWow! Jaka piękna okładka! Przeczytałabym tę książkę chociażby ze względu na nią! :)
OdpowiedzUsuńMnie zauroczył ten rumianek ♥
Usuńbardzo chętnie bym ją przeczytała! Właśnie zamierzałam zamówić sobie jakąś książkę przez internet... jakie to wydawnictwo?
OdpowiedzUsuńRebis :)
Usuń