Źródło |
Elina
Hirvonen to fińska prezenterka i dziennikarka telewizyjna. Jej
debiutancka powieść Przypomnij sobie była nominowana do prestiżowej
nagrody literackiej Finlandia Prize w 2005 r. Bardzo ładnie się zapowiada,
prawda? Nieczęsto przecież debiutanckie książki zyskują aprobatę
krytyków i uwielbienie czytelników, a zwłaszcza te o tak trudnej
tematyce.
Autorka kreuje trzy główne postacie – rodzeństwa Anny i Jonasza oraz partnera dziewczyny – Iana.
Wszystkie
historie są opisywane z perspektywy Anny, bo to ona wyrasta nam na
główną bohaterkę powieści, to jej przemyślenia i chęci śledzimy przez
większość kartek książki.
Zaczyna
się sielankowo. Anna przedstawia nam swoją rodzinę jako pełną życia i
miłości, zgraną oraz szczęśliwą społeczność, której nic nie jest w stanie
zburzyć. Aż do pewnego incydentu, kiedy to wszystko nagle zaczyna się
walić. Ich ojciec zmienia się. Nie rozumie własnego syna, nie
jest czuły na jego nadwrażliwość, a emocjom daje upust podczas
maltretowania chłopaka. Jonasz dzielnie przeciwstawia się ojcu,
będąc dodatkowo chroniony przez Annę, która widzi brata z innej perspektywy, wie, że nie jest on zwykłym młodzieńcem, takim jak inni. Niestety ojciec staje
się apodyktycznym, nieobliczalnym tyranem, nie rozumiejącym własnych
dzieci, usprawiedliwiającym się przed Bogiem. Wkrótce Jonasz trafia do
szpitala psychiatrycznego, a Anna wyjeżdża na studia, próbując tym samym
odciąć się od przeszłości.
Ian,
wykładowca na uniwersytecie w Helsinkach, uciekł ze swojej ojczyzny –
USA – zaraz po ataku terrorystycznym na World Trade Center. Nie stracił
tam nikogo, nie zginął mu nikt bliski, a jednak odczuł atmosferę
zbliżającej się wojny, przeżywając ją na swój chłopięcy sposób. Jego
ojciec walczył w Wietnamie, przed wojną był czułym, kochającym rodzicem,
mężem. Wrócił jako inny człowiek – zamknięty w sobie, milczący, nie
potrafiący sobie poradzić z okropnościami walki partyzanckiej. Wkrótce
trafił do szpitala dla weteranów wojennych z urazami posttraumatycznymi.
Ian, nie poznający własnego ojca, nie radzący sobie z rzeczywistością,
postanawia pomóc rodzicowi.
Przyznam
szczerze, że temat jest doskonały na świetną książkę. Niestety Pani
Hirvonen skupiła się na emocjach i jak najpiękniejszym przekazaniu
czytelnikowi swoich odczuć, usilnie starając się wymyślić piękne
sentencje, niczym Paulo Coelho. Muszę skoncentrować się teraz na wadach, bo jest
ich naprawdę dużo.
Autorka
przedstawia nam idylliczne opisy myśli, przeżyć bohaterów, którzy nie
radzą sobie z przeszłością. Zawsze czegoś chcą, muszą, czują, że
powinni, ale za każdym razem czytamy to samo: nie potrafią, nie mogą,
nie są w stanie. Bohaterowie są całkowicie stateczni, przez co przez większą
część książki nic się nie dzieje, oprócz małego fragmentu maltretowania
Jonasza. Każdy z nich jest wykreowany w ten sam sposób – słaba
psychicznie osoba, z traumatycznymi przeżyciami, samotna i próbująca
pomóc innym, zamiast sobie. Nie raz miałem ochotę krzyknąć do nich, by w
końcu coś zrobili, a nie tylko gdybali. Razi
niekonsekwencja autorki, przez co czasem czytelnik gubi się pomiędzy
przeszłością a teraźniejszością, które nieustannie się przeplatają, niekiedy nie wiadomo, czy to, co czytamy, już było, czy dopiero teraz się
dzieje. Smutnym faktem są też niedopracowane dialogi, pisane na siłę i śmiesznie sztuczne, które nie mają często sensu. Liczne
powtórzenia zdań rażą w oczy. Najczęściej czytałem wywód Anny o tym,
że widzi każdego z mężczyzn (Iana, Jonasza, swojego ojca) jako małych
chłopców, beztroskich i zagubionych. Wśród tego wszystkiego magia
skandynawskiej literatury gdzieś zanikła.
Najbardziej
jednak denerwuje postawa Anny i Iana, gdyż o ile ta pierwsza próbuje się
odciąć od brata, by zacząć żyć własnym życiem, o tyle Ian jest
statecznie nudny. Ciągle myśli, jego czyny są pozbawione sensu, wciąż
czytamy, że chciałby porozmawiać, ale nie potrafi, a gdy ktoś wytknie mu
bierność, daje się ponieść emocjom i skarży się na to swojej partnerce.
Ona natomiast bezustannie żyje przeszłością, chce zapomnieć o bratu, ale
jednocześnie mu pomóc. Wiem, że autorka chciała przedstawić ich jako
zbłąkane, samotne dusze, ale moim zdaniem wyszło to przeciętnie.
Elina
Hirvonen ma bardzo lekkie pióro, trzeba jej to przyznać. Język książki jest
prosty, ma trafiać do czytelnika i zostawić po sobie ślad. Autorka posługuje się
licznymi sentencjami i metaforami, wszystko jest opisane z dużym
patosem. Trafiają się wulgaryzmy, które sprowadzają nas z tego błogiego
stanu brutalnie na ziemię, przypominając, że bohaterowie są tylko
ludźmi. Najjaśniejszą stroną tej książki są listy Jonasza. Świetnie
pokazują jego przemianę z szalonego, zakręconego chłopaka w trudnego
pacjenta szpitala psychiatrycznego. Również opisy kobiecości i
namiętności stoją na wysokim poziomie, autorka sprawnie manewruje
językiem i stylem.
Przypomnij
sobie to lektura trudna. Opisuje bardzo poważne tematy, które mogą się
przytrafić każdemu z nas. Nie wszyscy są twardzi, często za późno
odkrywamy w sobie ogromną wrażliwość. Opisów uczuć i emocji mamy tutaj
od groma, przez co książka staje się wyjątkowa, jednak zmarnowany
potencjał i niedopracowani bohaterowie psują końcową ocenę.
Sama nie wiem, czy to książka dla mnie, bo zazwyczaj takie, które opisują tylko przeszłe przeżycia, a nic się w nich nie dzieje mnie nudzą. No cóż, zobaczymy, pomyślimy^^
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawie napisana recenzja ;)
OdpowiedzUsuń