źródło |
Czasem wstajesz rano po bezsennej nocy i nie masz siły żyć, iść
dalej... Nie ciekawi cię jutro, nie interesuje, co jest za rogiem, co czeka, jaki
będzie następny życiowy przystanek... Jesteś przekonany, że świat skutecznie
wyrwał ci ostatni fragment optymizmu, który skrywałeś w najciemniejszym
zakamarku serca. Człowiek człowiekowi wilkiem. To brzmi jak apokalipsa, która
staje się dziś. Powtarzając za siwym staruszkiem (który może jest prorokiem – zastanawiam się nad tym coraz częściej)
z wiersza Czesława Miłosza: innego końca świata nie będzie.
alergia
choruję okropnie.
majaczę.
lunatykuję
pomiędzy niewłaściwymi ludźmi.
nocami gorączkuję.
mam dreszcze.
wypluwam
zgniłe od nieszczerości słowa.
oblewają mnie zimne poty.
tatuuję sobie żyletką ciało
na wzór waszych kwaśnych min.
przewracam się o leżącą
na podłodze niepogodę,
o zamiecione pod dywan problemy.
wypijam szklankę aspiryny
wymieszaną z fałszywymi spojrzeniami.
omdlała z bólu padam.
obudzę się jutro.
katar sienny – pomyślisz.
roztocza kurzu
codzienności.
alergia z powodu antygenu.
nadwrażliwość.
na świat.
alergiczna hipochondryczka.
Świat się zmienił i ewoluował. Moim zdaniem – w złym kierunku, ale świat to przecież ludzie. To my się zmieniliśmy. Przyszło nam żyć w czasach, w których zobowiązanie oznacza termin oddania projektu w pracy, spotkanie – lunch biznesowy, odpocząć – podjąć ciekawą aktywność, na którą przecież zawsze mamy czas i siłę, wspomnieć – obejrzeć zdjęcia na Facebooku, świętować – złożyć SMS-owe życzenia...
Nie umiemy już żyć bez emotikonów, bo bez nich wiadomość wydaje się niepełna. Ale umiemy żyć bez... uśmiechów, zdziwień, smutku, krzyku na co dzień i życie nie wydaje się niepełne.
Coś chyba poszło nie tak, gdzieś zrobiliśmy błąd.
Weźmy za to odpowiedzialność!
Bo świat to nie zaprogramowana maszyna. To miejsce, które sami możemy urządzić, wedle własnego gustu. Tymczasem żyjemy w miejscu, które wydaje się... zaminowane. Z każdym kolejnym krokiem trafić możemy na bombę rozczarowania, płaczu, bólu. Niektórzy – ci sprytniejsi – pozwalają iść przodem tym słabszym, udając ich przyjaciół po to, by uciec najszybciej jak tylko się da, gdy bomba wybuchnie, by uchronić samych siebie. Okropny egocentryzm!
Skąd to się bierze?
Boimy się razem przeżywać trudniejsze chwile. Boimy się, że zaczniemy być od siebie zależni, że człowiek stanie zbyt blisko człowieka, że pocałunek odmieni życie, że otarta łza wywoła dług wdzięczności. Wreszcie boimy się okazać naszą słabość, powiedzieć głośno i otwarcie, że zostaliśmy stworzeni do życia z innymi ludźmi.
Przelotny romans, namiętny seks, alkohol, praca. To nasze lekarstwa na zepsute człowieczeństwo.
Tylko zegar ciągle tyka – czas nie szczędzi nikogo...
Bomby wybuchają, czy tego chcemy, czy nie. Najgorsze jest to, że człowiek po wybuchu takiej bomby jest sparaliżowany do końca życia, bo nie ma już szpitali dla dusz, ramion dla złamanych serc, chusteczek dla cieknących łez i człowiek nie ma gdzie i kiedy wyzdrowieć.
I za każdym razem, gdy choroba doskwiera za bardzo i jest gotowy wspomnieć o bólu, to pseudolekarze tłumaczą wszystko zbyt wysoką temperaturą. Nienaturalną, bo temperatura świata ma tendencję spadkową.
Sporo wśród nas alergików, nadwrażliwców...
Może czas znaleźć antidotum? Jeżeli temperatura spadnie zbyt mocno – wszyscy pomrzemy.
Recepta?
Człowiek człowiekowi
człowiekiem.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.