NAJNOWSZE

sobota, 22 sierpnia 2015

Marii Stuart taniec za śmiercią

archiwum teatru Ateneum


W ostatnich dniach Warszawę spotkało coś niesamowitego – na deskach teatru Ateneum została wskrzeszona królowa Szkotów – Maria Stuart. Przywołana z martwych, ponownie zasiadła w swej celi, a wraz z nią powróciła jej służba, której zadaniem było pomóc królowej w przygotowaniach do śmierci.


Maria Stuart została stracona w roku 1587 po dwudziestu latach niewoli. Niespełna czterysta lat później niemiecki autor Wolfgang Hildesheimer napisał dramat o ostatnich godzinach jej życia. Dzisiaj Agata Duda-Gracz stworzyła spektakl, którym przywołała królową do świata żywych po to, abyśmy i my ujrzeli to groteskowe widowisko, jakim była jej śmierć.

Wchodzimy więc na salę pewni, że obejrzymy teatralne przedstawienie. Nic bardziej mylnego. Wkrótce dowiemy się, że w rzeczywistości jesteśmy świadkami publicznej egzekucji; tym szesnastowiecznym ludem, który przybył, aby obserwować ścięcie. W ten sposób nawiązujemy trwałą, niemal intymną relację z postaciami  poznajemy ich osobowości: często okrutne, kłamliwe i przewrotne. Widzimy przebieg wydarzeń, celowe działania, które mają doprowadzić do rychłej śmierci królowej. I wreszcie widzimy ją samą  przerażoną, załamaną, pobudliwą... I z godziny na godzinę coraz bardziej milczącą.

Patrzymy na niewielkie, prawie puste pomieszczenie. Czarne kraty pną się pod sam sufit, a w pobliżu stoi krzesło, będące jednocześnie nocnikiem. Jasne światło rzuca jaskrawą poświatę na mizerną, niemal łysą kobietę odzianą w brudną, poplamioną krwią koszulę. W tej starej, zniszczonej życiem więźniarce bardzo trudno rozpoznać Agatę Kuleszę. Charakteryzacja postaci jest dokładna i wiarygodna, świetnie dopracowana. Przyciąga uwagę, ale nie zaskarbia jej w całości, ustępując miejsca innym elementom spektaklu. 

Na początku słychać krzyk. Maria Stuart przeraża nas rozpaczliwym, pełnym emocji i strachu wyciem, które pojawia się nagle, bez zapowiedzi. Trwa długo, przenika całą salę i wszystkich obecnych. Niewzruszony pozostaje jedynie kat, który od samego początku stoi w kącie sceny. Przedstawienie rozpoczyna rozmowa kobiety z jej oprawcą. Następnie pojawiają się kolejni przedstawiciele służby królowej – ekspresyjni, pełni wigoru i zapału. Zdają się uważać śmierć ich władczyni za wielkie wydarzenie. Stroją ją, karmią, przygotowują. Widz może odnieść wrażenie, iż traktują egzekucję jako widowisko pełne rozmachu, jako przyjęcie bądź znaczącą w życiu Marii ceremonię. Mówią, jak powinna wyglądać, jak reagować. Zupełnie tak, jakby w ich mniemaniu miało to dla królowej znaczenie... Sprawują nad nią dobrą opiekę, odnoszą się z należytym szacunkiem i pokorą, a za plecami klną i wyzywają, pełni niecierpliwości, aż kobieta zginie. Nienawidzą jej. Pełni fałszu i zakłamania dbają jedynie o własne interesy, chcąc zlikwidować stojące im na drodze przeszkody. 

Agata Duda-Gracz nie po raz pierwszy sięga do psychiki człowieka, wyciągając z niej najgorsze i najmroczniejsze cechy. Przedstawia zakłamanie i dwulicowość, porusza zjawisko antysemityzmu, traktuje wokół prób samousprawiedliwienia; tak bliskich człowiekowi, który popełnił błąd. Tytułowa bohaterka od samego początku stara się bowiem przekonać nie tylko własne otoczenie, ale i siebie, że była dobrym, sprawiedliwym człowiekiem. Człowiekiem, który po dwudziestu latach niewoli zasługuje na miano męczennika, a po śmierci na miano świętego. Wyrzeka się swych błędów i usprawiedliwia je w irracjonalny, często niepoważny sposób. Wierzy w słuszność swych czynów, albo po prostu pragnie uwierzyć, aby pokonać rosnący w niej strach przed śmiercią. 

Co fascynujące, w owym spektaklu mamy do czynienia z odwróceniem pewnego schematu. Zwykle jesteśmy świadkami rosnącego napięcia, które w pewnym momencie znajduje swe ujście w nagłym wybuchu. Tutaj jest odwrotnie. W pierwszych minutach sztuki poznajemy roztrzęsioną i pełną emocji królową, która w miarę upływu przedstawienia cichnie. Staje się coraz spokojniejsza, coraz bardziej nieprzenikniona, ma coraz mniej do powiedzenia. Aż wreszcie jest gotowa na przyjęcie śmierci z należytą godnością. 

Mary Stuart to koncert gry aktorskiej. Agata Kulesza na dwie godziny wcieliła się w postać królowej, a potem wraz z nią poszła na śmierć, zdolna do przekazania wszystkich emocji widzowi. Swą rolę odegrała wybitnie, pozwalając, aby odbiorca uwierzył, iż nie ma do czynienia z aktorem, ale z prawdziwą historyczną postacią, która po ziemi stąpała niemal pięćset lat temu. Na uwagę zasługuje również wykreowany przez Tomasza Schuchardta Głąb. Aktor bardzo emocjonalnie odegrał postać niemowy, nadając jej wyjątkowy charakter i nie ulegając trudnościom fizycznym, które rola ze sobą niosła. Nie można także zapomnieć o Kacie; Przemysław Bluszcz zdołał pozostać w bezruchu przez większość spektaklu, na końcu porywając królową do zachwycającego tańca  tańca ze śmiercią. 

Oglądając spektakl, nie można nie zauważyć, iż każdy element idealnie ze sobą współgra; świetna charakteryzacja i kostiumy, doskonała gra aktorska, muzyka skomponowana przez Maję Kleszcz i Wojciecha Krzaka, reżyseria świateł Katarzyny Łuszczyk, a także scenografia; pomysłowa, mroczna, wspólnie z innymi elementami przywodząca na myśl malarstwo Pietera Bruegla. Sztuka jest przemyślana i dopracowana, urozmaicona krótkimi retrospekcjami z życia królowej przedstawionymi w postaci etiud odgrywanych przez postacie Głąba i Gervaisa. W Mary Stuart każdy przedmiot jest elementem świetnie skomponowanej układanki. I nie ma tu miejsca na błąd.

Alfred Hitchcock powiedział kiedyś: Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć. Tutaj jesteśmy świadkami czegoś niesamowitego, o ile bowiem napięcie w duszy królowej nieustannie spada, o tyle my  spragnieni kolejnych trzęsień ziemi – przeżywamy tę sztukę długo po jej zakończeniu.

Bez wątpienia nie jest to sztuka łatwa ani prosta w odbiorze. Oglądając ją, musimy zmierzyć się z tragedią więzionej kobiety, która raz jeszcze rozlicza swe życie. Musimy obserwować najgorsze cechy człowieka i zastanawiać się, czy aby na pewno sami ich nie mamy. Warto jednak odwiedzić warszawski teatr Ateneum i poznać tę historię chociażby po to, aby na dwie godziny przenieść się do roku 1587 i być świadkiem wielkiego, podniosłego wydarzenia  śmierci królowej Szkotów, Marii Stuart.

Share:

1 komentarz :

  1. Tematycznie nie za bardzo mnie to dzieło interesuje, jednak chciałabym zobaczyć, gdyz nie byłam nigdy swiadkiem podobnego wydarzenia.
    kruczegniazdo94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.

 
Wróć na górę
Copyright © 2014 Essentia. Design: OtwórzBlo.ga | Distributed By Gooyaabi Templates