źródło |
Tarzan to jeden
z tych bohaterów, których kino i telewizja lubią od dawna. Za rok premierę będzie
miała aktorska wersja jego losów z Alexandrem Skarsgårdem w głównej roli, a
wcześniej możemy obejrzeć niemiecką animację Tarzan. Król dżungli.
W przeglądzie
filmowym także o: space operze Strażnicy Galaktyki, Sekstaśmie z Cameron Diaz w roli głównej,
komedii romantycznej Nie ma tego złego..., opartym na faktach Bank Lady i
dokumencie Podejrzany: Ai Weiwei.
Strażnicy Galaktyki
źródło |
Strażnicy Galaktyki od początku byli
projektem ryzykownym, któremu nie wróżono tak wielkiego sukcesu, jak innym
produkcjom Marvela. A jednak, ku zaskoczeniu wielu, udało się stworzyć świetny
film w duchu Kina Nowej Przygody. Strażnicy
są blockbusterem widowiskowym, ale niegłupim, posiadającym swój własny
charakterystyczny rys. Zawierają wszystkie najważniejsze cechy kina
rozrywkowego, są pełne fantazji, bezpretensjonalnego humoru i prawdziwej magii
kina. Dodatkowo wszyscy aktorzy perfekcyjnie odnajdują się w konwencji
kosmicznego widowiska, szczególnie Chris Pratt, zabawny awanturnik spod znaku
Indiany Jonesa. Jedyną wyróżniającą się wadą pozostaje główny czarny
charakter, bardzo słabo napisany i kierujący się banalnymi motywami. Nie
przeszkadza to jednak w cieszeniu się jednym z najlepszych widowisk minionego
roku.
Sekstaśma
źródło |
Product
placement to stały element hollywoodzkich produkcji, ale sprawa posuwa się za
daleko, kiedy fabuła całego filmu osnuta jest wokół jakiegoś szczególnie
wyeksponowanego produktu. Bardzo słabi Stażyści
sprzed dwóch lat próbowali przekonać nas o cudowności Google, Sekstaśma natomiast bierze się za
nachalną promocję iPadów. Ten film to długa reklama, przewodnik po
możliwościach produktu Apple. Dałoby się to wytrzymać, gdyby Sekstaśma była chociaż zabawną, letnią
rozrywką. Niestety niemal wszystkie żarty schodzą poniżej poziomu i wywołują
zażenowanie. Nawet nieźli aktorzy, dotychczas sprawdzający się w komediach,
grają tu sztucznie.
Nie ma tego złego…
źródło |
Jak widać po
opisie, fabuła nie jest najsilniejszą stroną tej kanadyjskiej komedii
romantycznej. To kolejna banalna historia o nieudaczniku, który będzie musiał
pokonać wiele trudności, aby zdobyć serce pięknej ukochanej. Jeremiah S.
Chechik nie próbuje wyjść poza najbardziej utarte schematy komedii
romantycznych. Nie wzbogaca swojego filmu o ciekawe obserwacje damsko-męskie,
nie rozśmiesza ani nawet nie wzrusza. Jedynym, który broni się w tym zalewie
bylejakości jest odtwórca głównej roli, Ryan Kwanten. Posiada urok i dobrze
odnajduje się w roli życiowego fajtłapy.
Tarzan. Król
dżungli
źródło |
Tarzan to animacja pozbawiona
jakichkolwiek ambicji. Fabułę stanowi zbiór rozwiązań, które znamy w kinie od
zarania dziejów. To praktycznie zlepek przeróżnych motywów z innych filmów,
posklejany w wyjątkowo nieudolny sposób. Reinhard Kloss nie wierzy w
inteligencję młodego widza i wszelkie puenty serwuje z subtelnością łopaty.
Bohaterowie zachowują się jak puste marionetki, trudno uwierzyć w jakiekolwiek
słowo, które wypowiadają, a co dopiero żywić do nich jakiekolwiek uczucia. Nie
wystarczy tylko wziąć na warsztat znaną wszystkim postać, trzeba ją jeszcze
odpowiednio ukazać. A to Klossowi kompletnie się nie udało.
Bank Lady
źródło |
Historia Gisely
to przede wszystkim opowieść o wyzwoleniu kobiety żyjącej w opresyjnym dla
swojej płci systemie społecznym lat 60. W napadach na bank kobieta odkrywa, co
to znaczy wolność, wreszcie zaczyna kontrolować swoje życie. Dobra aktorka Nadeshda
Brennicke udanie ukazuje przemianę bohaterki. Reżyser skupił się głównie na dwóch
sprawach: portrecie psychologicznym Gisely oraz stylowym oddaniu ducha epoki.
Widoczna jest tu duża dbałość o sferę formalną – przemyślany montaż, piękne
zdjęcia i modne kostiumy. I choć fabuła jest tu trochę nierówna i nie wyzbywa
się niekiedy kiczu, to w gruncie rzeczy Bank Lady to przyzwoity film z ciekawą bohaterką w głównej
roli.
Podejrzany: Ai Weiwei
źródło |
Andreas Johnsen
starał się uciec od standardowej, biograficznej laurki i swój film zszywa ze
skrawków codzienności Weiwei. Przedstawia nie tylko przygotowania do słynnej
instalacji odtwarzającej jego więzienne przeżycia, ale także podczas domowych
porządków czy pobytu w okolicznej restauracji. I choć reżyser nie poddaje się
łatce artysty-męczennika, to nie udaje mu się jednak zaprezentować Weiweiego w
nowej kategorii. Brakuje tu świeżości w spojrzeniu na znanego artystę. Film
Johnsena najciekawszy jest wtedy, kiedy odsłania kulisy działań chińskich
władz. W związku z obrazem Rękopisy nie płoną,
pisałam o irańskim systemie, w którym tajni agenci są tylko pionkami w rękach
naprawdę ważnych. W Chinach jest podobnie.
Prześlij komentarz
Wiele dla nas znaczą Wasze opinie, dlatego dziękujemy za każdy zostawiony ślad i zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.